Geoblog.pl    louis    Podróże    Oman - Salalah    Oman - Salalah
Zwiń mapę
2018
26
lis

Oman - Salalah

 
Oman
Oman, Şalālah
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Moi drodzy, w ostatnim rozdziale ponarzekałem co nieco na nasz dzisiejszy marynarski los, ale przecież w nieskończoność z tego powodu biadolić jednak nie wypada, dlatego też bez zwłoki zabieram was w dalszą drogę, do kolejnego naszego portu - o którym już uprzednio, czyli w poprzednim rozdziale, wam wspominałem, czyli do omańskiego Salalah – gdzie w sumie byliśmy... jeszcze krócej aniżeli w Djibouti. Tam bowiem staliśmy przy nabrzeżu od godziny 14-tej aż do 20-tej („aż”, dobre sobie), podczas gdy nasza cała wizyta w Salalah zajęła nam w sumie raptem niecałe cztery godziny.
No tak, ale skoro już tam w ogóle zajechaliśmy, to oczywiście temu miejscu jakiś króciutki odrębny rozdzialik również się należy, czyż nie..?


SALALAH - Oman - Listopad 2013

Do tego portu jechaliśmy oczywiście nieco okrężną drogą, jako że cały akwen Zatoki Adeńskiej jest obecnie rejonem o oficjalnej nazwie; „piracy affected area” (określenie nie tyle dziwne, co raczej komiczne!), dlatego też zmuszeni byliśmy korzystać ze specjalnego wytyczonego na tych wodach „korytarza”, nieustannie strzeżonego przez okręty wojenne kilkunastu państw, więc żegluga tędy jest przynajmniej w miarę bezpieczna. Drogi więc sporo nadłożyć trzeba, ale chociaż przez te dwie i pół doby można spać troszkę spokojniej. A już zwłaszcza dlatego, że mój obecny Pracodawca płaci nam za to tzw. „strachliwe” w wysokości 200 dolarów za każdy pojedynczy tranzyt tej strefy.
Nazwa „strachliwe” jest oczywiście wręcz idiotyczna - ale niestety właśnie taka jest, gdyż zajmujący się tym problemem światowi oficjele akurat tak to ustalili. Generalnie jednak rzecz ujmując uważamy, iż nam, marynarzom, tę niby wielką obawę przed piratami wciąż się wmawia, bo naprawdę rzadko kto z nas w ogóle w aż tak wielki zasięg tego procederu wierzy. Ale cóż, jest jak jest, a nam przynajmniej się za to coś płaci, choć jednocześnie podkreślić trzeba, że nie czynią tego wszyscy Armatorzy, o nie. Nasz na szczęście należy do tych bardzo porządnych, więc nam tego przywileju nie odmawia.
Żeglowaliśmy więc z Djibouti do Salalah najpierw tym „antypirackim korytarzem” (tak z kronikarskiego obowiązku podam wam, iż oficjalnie nazywa się on IRTC – International Recommended Transit Corridor), który rozpoczyna się na geograficznej Długości 045*E, by dopiero na Długości 053*E (gdzie ów „korytarz” już się kończy) odbić nieco na północny-wschód, podążając już wprost do omańskiego portu Mina Raysut, bo właśnie tak w miejscowym języku on się nazywa. Dla nas jest on oczywiście Salalah.
No i co..? – zapytacie. Ano, pstro! – odpowiem uczciwie, bo przecież już wspominałem, że cały nasz postój w tym miejscu trwał w sumie zaledwie cztery godziny. Przywieźliśmy tutaj kilkadziesiąt kontenerów z egipskiego Port Saidu, głównie z jakąś drobnicą z Ukrainy, ale i także kilkanaście tzw. „flatracków”, pośród których wyróżniał się szczególnie jeden rodzaj ładunku – mianowicie... „las”.
Tak, moi drodzy, przywieźliśmy do Salalah między innymi niewielki „lasek”, jak to od razu ochrzciliśmy, albowiem na tych „flatrackach” (to po prostu jakby takie same podłogi kontenerów, specjalnie dla ładunków ponadwymiarowych), znajdowały się... żywe drzewa, oczywiście z korzeniami i pełnymi liści gałęziami..! Nie były one więc ładunkiem przeznaczonym na drzewną tarcicę, ale... sadzonkami, z tym że o całkiem „słusznych” rozmiarach (no, po prostu drzewa z korzeniami i już), a wiezione z Egiptu za pośrednictwem Salalah oraz Emirackiego Khorffakanu (bo do tego portu również podobne drzewa mieliśmy).
Być może was ten rodzaj carga nieco zaintryguje – jako że od razu rodzi się pytanie: po co to w ogóle komuś aż tak wielkie sadzonki, prawda? – ale zapewniam, że niczego zadziwiającego w tym raczej nie ma, albowiem ostatnio dość często zdarza się, że bogaci obywatele „arabskich krajów naftowych” dla swoich fanaberii fundują sobie przy swych luksusowych rezydencjach przeogromne ogrody pełne wielu oryginalnych roślin, w tym przede wszystkim najprzeróżniejszych drzew.
Wozimy więc częstokroć na Zatokę Perską oraz w jej okolice i baobaby, i tamaryszki, i europejskie sosenki, co już dzisiaj niespecjalnie kogokolwiek dziwi, choć jednak widok takiego statku z oddali wydaje się nieco pocieszny. Ot, wyobraźcie sobie bowiem, jak wyglądaliśmy na przykład my sami, kiedy do Salalah zawijaliśmy – na naszych pokładach stały bowiem wysoko piętrzące się ściany kontenerów, zaś na szczytach niektórych z nich... „rósł las”, bo przecież takie „flatracki” z drzewami, jako sztuki niewymiarowe, właśnie tam się na czas przewozu stawia. Zatem, czy widzicie już „oczyma swoich wyobraźni” ten rozciągający się przed nami z mostka widok naszego pokładu..? Ot, las i tyle...
Tak więc, cztery godziny postoju, wyrzuciliśmy szybko nasze „pudełka” oraz część naszego ukochanego „lasku” na keję i... dalej w drogę. Żegnamy Oman... Aleśmy sobie tutaj postali no nie..? Ale...

Ano właśnie, ponownie jest tu jakieś „ale”, albowiem w tym porcie mój przekorny los również zafundował mi później dość miłą niespodziankę, pozwalając mi ten port oraz miasto całkiem dokładnie zwiedzić w Czerwcu roku 2015. Stało się tak dlatego, że mój ówczesny statek został przez naszego Armatora całkiem niespodziewanie i nagle... wysłany do indyjskiego Alangu na złomowanie!
A zatem, cały nasz aktualny ładunek do portów Zatoki Perskiej został w Salalah w trakcie prawie trzech kolejnych dni w komplecie na tutejszym terminalu pozostawiony, zaś my pojechaliśmy wówczas, już „na pusto”, po jakąś ładunkową tymczasową „atrapę” pustaków do Karachi, które wyrzucaliśmy już w pobliżu miejsca naszego złomowania...
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020