Wychodzimy z saudyjskiego Dammamu, kierujemy się na północ i… płyniemy tak sobie, płyniemy, a... słoneczko świeci, i świeci, i świeci... Ufff, czy wy zdajecie sobie sprawę z tego, co to znaczy lato w tym rejonie świata..? Czy wy w ogóle wiecie cóż to za koszmar..? Czy ktoś z was doświadczył kiedykolwiek w swym życiu temperatury powietrza sięgającej wartości powyżej 50 stopni Celsjusza?! Toż owo potoczne stwierdzenie o tzw. „aż lasowaniu się mózgu” z powodu gorąca, to... chyba jeszcze zbyt mało powiedziane!
Takie upały bowiem nieomal dosłownie wbijają człowieka w ziemię, zawroty głowy są tu po prostu zwykłą codziennością, a i omdleń również czasami nie brakuje. No niestety, prawie nikogo z nas takie „przyjemności” nie omijały – i to nawet wówczas, kiedy się człek zbytnio z robotą nie przemęczał, oszczędzając siły gdy tylko była ku temu okazja.
A cóż zatem można było powiedzieć, kiedy się musiało podjąć jakąś fizyczną pracę na otwartym pokładzie, bo już ucieczki od niej być nie mogło..? Rety, to było po prostu koszmarem ponad wszelkie inne koszmary, a dla kogoś, kto jeszcze nigdy na własnej skórze tego nie odczuł, wręcz niemożliwe do wyobrażenia. Tak, niestety, ale człowiek ze słabym serduszkiem latem na Zatoce Perskiej nie ma czego szukać. No chyba że pragnie popełnić samobójstwo. Ot, co...
Zawitaliśmy do Kuwejtu...
AL SHUWAIKH - Kuwejt - Czerwiec 2003
Do tego portu przywieźliśmy (również z Japonii, lecz tym razem z Funabashi, Hikari i Tokai) żelazne i żeliwne rury wodociągowe, który to ładunek ponownie wymagał obsługi co najmniej trzydniowej, zatem znowu postój zapowiadał się całkiem nieźle.
Tym razem jednak miałem okazję wyrwać się na jakiś czas na ląd, więc troszeczkę sobie to miasto obejrzałem, choć niestety w większości jedynie spoza szyb samochodu, którym nasz miejscowy Agent zabrał nas na około dwugodzinną przejażdżkę po Kuwejcie. No cóż, dobre i to, zważywszy na zwyczajowy opór władz leżących nad Zatoką Perską arabskich krajów w kwestii udzielania przepustek członkom załóg zawijających tu statków. Z tym że...
Ano właśnie. Z tym że... cóż ja, tak właściwie z tego zapamiętałem? Ot, chyba niewiele – całą masę wielkich i eleganckich gmachów, czyściutkie ulice, stojące wzdłuż nich długie szeregi daktylowych palm, mnóstwo przemykających tuż obok nas luksusowych samochodów...
No i oczywiście ten piekielny upał, który na szczęście w naszym klimatyzowanym autku nam nie doskwierał, ale kiedy tylko na chwileczkę je opuściliśmy z zamiarem pospacerowania sobie po jakimś ładnym skwerku, to... niemalże natychmiast do samochodu z powrotem wskoczyliśmy, „najserdeczniej za takową przyjemność dziękując”. O nie, nie ma głupich – toć w tej gorączce mózgownica rzeczywiście gotowa się całkowicie rozpuścić, w jakąś nieokreśloną ciecz się przemieniając, a przecież chyba byłoby jej szkoda, no nie..? Wszak jeszcze przydać się kiedyś może...
Dlatego też nasza wycieczka ograniczyła się tylko do samej przejażdżki i... niestety, ale wynudziliśmy się podczas niej jak przysłowiowe mopsy. Wszędzie dookoła nowoczesne przeszklone wysokie budynki, wieżowiec za wieżowcem, ale... tak po prawdzie, niczego takiego, co by rzeczywiście na trwałe w pamięci mogło się zachować, nie zobaczyłem. Ot, miałem nawet takie wrażenie, że przesuwające się poza szybami naszego auta pejzaże równie dobrze mogłyby być obrazami... z wielu innych miast tego rejonu świata, aż tak bardzo bowiem są one wszystkie do siebie podobne. Czyli z najnowocześniejszą z możliwych zabudową, lecz... wręcz przeraźliwie nudne.
Jadąc więc tak poprzez te szerokie ulice i spoza szyby samochodu wokoło się rozglądając, można by śmiało sobie wyobrażać, że... wcale nie jest się teraz w Kuwejcie, ale na przykład gdzieś w Dubayu, w Dammamie, w Abu Dhabi czy jeszcze „w jakimś tam innym” Bahrajnie, bo cóż to w sumie za różnica, skoro wszędzie tam jest nieomal dokładnie tak samo..?
Eee tam, szczerze zatem przyznaję, że akurat takie miejsca zupełnie mi do gustu nie przypadają. Ot, zobaczyć je zawsze warto, owszem, no choćby tylko po to, aby je „zaliczyć”, ale by je polubić..? No cóż, przynajmniej ja na takowe uczucie w tym mieście okazałem się odporny. Niestety, ale mnie takie miejsca przenigdy rajcować nie będą.
Tak właściwie, to tylko jeden drobny epizodzik z tegoż portu godny byłby swojej wzmianki – mianowicie to, że kiedy podczas drugiego dnia naszego postoju zapowiedział swą wizytę w Al Shuwaikh jakiś australijski okręt wojenny, to... tutejsze władze natychmiast zarządziły całkowite opróżnienie portu..! To znaczy, kilka stojących tutaj akurat handlowych statków (w tym rzecz jasna i nasz) od razu przeholowano na jakieś odległe keje, oczywiście tylko na czas wizyty tego wojenniaka, po wyjściu którego z powrotem na swoje poprzednie miejsce cumowania wróciliśmy.
Stało się tak rzecz jasna z powodów bezpieczeństwa, albowiem przez te kilka godzin cały basen portowy z tym Australijczykiem wewnątrz, był nieustannie przez wojsko patrolowany (i to nie tylko przez żołnierzy kuwejckich, ale i amerykańskich również), a jeszcze na dokładkę – co zresztą później dokładnie na własne oczy widzieliśmy – udział w tej akcji brało także… aż kilkudziesięciu płetwonurków..! O ho ho, ależ ten nasz świat powariował, nieprawdaż..? Prawdaż, kur*a, prawdaż!
Opuszczamy Kuwejt i udajemy się na południe, do Abu Dhabi... A słoneczko sobie świeci... Grzeje moooocno, praży jak jasna cholera i żyć spokojnie nie daje. Upał jak w piekle, a my codziennie z wielkim zainteresowaniem przyglądamy się naszym termometrom. Któregoś razu wystawiliśmy jednego z nich na bezpośrednie działanie słonecznych promieni, kładąc go w najgorętszym ze wszystkich możliwych, no i rzecz jasna osłoniętym od wiatru miejscu. No i od razu rozpoczęliśmy jego pilną obserwację, bacząc co się będzie z nim działo, zwłaszcza w samo południe, kiedy słoneczko przygrzewa najbardziej, to jasne.
No i co..? Ufff, czy możecie sobie wyobrazić, że ten przyrządzik pokazał nam wtedy... aż 65 stopni Celsjusza!? (Słownie: sześćdziesiąt pięć!) Owszem, temperatura powietrza aż takich wartości tu nigdy nie osiągała, a i tenże termometr leżał na rozpalonym przez słońce stalowym pokładzie, ale przecież taki odczyt znikąd się nie wziął, prawda..? Rety, jak tutaj w ogóle można żyć..?! I jeszcze wszędzie wokół te piaski... Oj, nie dla mnie to jednak, zdecydowanie nie dla mnie...
louis