Moi drodzy, w tytule rozdziału ostrzegałem wprawdzie, że będą ostre zdjęcia, ale... w ostateczności z zamieszczenia tych "pikantniejszych" jednak zrezygnowałem.
Żadnej opowieści tym razem tutaj snuć nie będę, a jedynie zilustruję efekty tej eksplozji, która się wówczas na moim statku wydarzyła. Z żalem was jednak poinformuję, że skutki tegoż wybuchu były niestety bardzo tragiczne - dwie osoby poniosły śmierć na miejscu (jedną z nich wręcz na strzępy rozerwało, stąd więc moja decyzja, aby was jednak tymi obrazami nie epatować), jedna osoba w ogóle zaginęła, natomiast Bosman po uderzeniu w głowę przez spadającą z masztu syrenę okrętową doznał takich obrażeń czaszki, że już nigdy do pełni zdrowia nie doszedł.
Ufff, smutne to bardzo, ale jeśli chcecie poznać szczegóły naszego marynarskiego życia, to niestety również i od tego typu epizodów uciekać nie powinniście.
Nie wiem, naprawdę bardzo trudno mi orzec, czy teraz zbytnio z tym tematem nie przesadzam, czy jednak w ogóle podobnego postu tutaj zamieszczać nie powinienem, ale... to w jakimś komentarzu po prostu dajcie temu wyraz.
Statek był wówczas w pobliżu wyspy Diego Garcia, w drodze z Azji do Kenii, a potem został wyremontowany w stoczni w Jebel Ali w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
louis