Geoblog.pl    louis    Podróże    Jamajka - Kingston    Jamajka - Kingston-6 (ostatni)
Zwiń mapę
2018
11
sie

Jamajka - Kingston-6 (ostatni)

 
Jamajka
Jamajka, Kingston
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
OK, zaczynamy odcinek ostatni niniejszego rozdziału o Kingston. Przypominam, jesteśmy teraz na pokładzie statku, na którym dzieje się właśnie coś, czym teraz zamierzam się wam „pochwalić”...

Ano, udało mi się go pobić jego własną bronią, bowiem zaraz po tym jego; „…nie to, co ci marynarze…, itd.”, po którym aż się cały zatrząsłem z oburzenia, zacisnąłem zęby i postanowiłem przyjąć tak samo sarkastyczny i pogardliwy ton jaki on właśnie przed chwilą zaprezentował wobec mnie - a jako temat mojego rewanżu wybrałem oczywiście tenże sam artykulik o taksówkarzu, którym posiłkował się on przy wyrażaniu niepochlebnej o marynarskiej braci opinii.
Toteż zapytałem go od razu; „a jaki w ogóle jest tytuł tego artykułu..? (Oczywiście „rżnąłem absolutnego głupa”, bo przecież już dawno go przeczytać zdążyłem!)
A ów Foreman na to; „Jeden na milion!” - i pokazuje mi przy tej okazji odpowiednie miejsce w tej swojej gazecie.
No to z kolei ja na to; „Jeden na milion? A co to w ogóle znaczy..?” - Znowu „grałem głupa” rzecz jasna, ale chciałem, ażeby to właśnie on, głośno, wyraźnie i wszem i wobec to powiedział (bo już mieliśmy kilku kibiców - przysłuchujących się nam robotników i wachtowego marynarza) - ot, żeby całe wyjaśnienie wyszło od niego, słowo w słowo…
Toteż mi odpowiedział; „O, tu jest przecież wyraźnie napisane co to znaczy - że; „…tak uczciwy człowiek trafia się tylko jeden na milion..!” - i spojrzał na mnie z taką wyższością, jakbym wobec niego był zaledwie jakimś małym i zupełnie nic nieznaczącym robaczkiem, niegodnym jego zaszczytnego i szlachetnego towarzystwa. – „Tak właśnie o nim napisała ta dziennikarka” - dodał po chwili.
No to ja go w tym momencie „zaszedłem z flanki”, zapytując go z jak najbardziej maślanymi oczyma, żeby myślał sobie, że aż tak bardzo byłem tym wszystkim zdziwiony, i że to właśnie dopiero teraz, po jego wytłumaczeniu, wreszcie mi się w głowie rozjaśniło;
„Aaachaaa..! To teraz już rozumiem..! Ale, powiedz mi zatem, ilu mieszkańców liczy cała Jamajka..?”
„Około 2 miliony i 600 tysięcy…" - odpowiedział mi po chwili zastanowienia.
„No to, w takim razie - rozpocząłem swój wywód i to w jak najbardziej kpiarskim tonie - skoro u was, według tego artykułu oczywiście, trafia się TYLKO JEDEN uczciwy człowiek na cały milion, to znaczy, że w CAŁYM waszym kraju - no bo przecież tak właśnie „stoi” na końcu tego artykułu, czyż nie? - jest tylko 2,6 uczciwego człowieka, czyż nie…?” - a w tym momencie usłyszałem wybuch gromkiego śmiechu stojących tuż obok nas robotników, bo przecież mieli poczucie humoru i w mig pojęli ową, aż nazbyt przecież zrozumiałą, bo wręcz prymitywnie prostą logikę.
Ja zaś ciągnąłem dalej; „wynika więc z tego, że skoro ten taksówkarz to „cała jedynka” z tegoż ułamka, to pozostaje już zatem zaledwie 1,6 uczciwego człowieka. Liczmy więc dalej…” - zawiesiłem na moment głos, patrząc na efekt moich słów, ale jego twarz niestety jak na razie nadal było „nic nierozumiejąca”. Zapytałem go więc; „Masz jakąś najbliższą rodzinę - matkę, ojca, żonę, dzieci..?” (O, bodajbym się najpierw w jęzor ugryzł..!) Ale on - jeszcze nic nie kapując! O rany, no co za tłumok! - odpowiedział grzecznie;
„A tak, mam. Matkę…”
No to ja na to; „A zatem, twoja Matka to ta następna, „druga jedynka” tego ułamka, bo przecież nie wątpię, że jest ona wspaniałą i uczciwą - a jakże! - kobietą. No, w końcu matka to matka, nieprawdaż..?" - i znowu patrzę na niego ciekawie, czy pojmuje wreszcie o co chodzi. Ale niestety, odniosłem wrażenie, że jego nad wyraz tłuste, pełne kropli potu i „chyba jednak ciut za niskie” czoło jest zupełnie „niezmącone żadną myślą”, tak więc prowadzę ten mój wywód dalej (obym się wówczas już zamknął..!), już przy wtórze serdecznego i głośnego śmiechu kilku stevedorów stojących obok nas i przysłuchujących się naszej rozmowie;
„Skoro więc w owym ułamku 2,6 uczciwego człowieka na CAŁEJ Jamajce mieści się twoja szanowna Mamusia oraz ten taxi-driver, to pozostaje już jedynie 0,6 uczciwego człowieka - i jeszcze w dodatku, do podziału na całą resztę tutaj obecnych…!” – i wskazuję tych wszystkich ludków stojących obok i zaśmiewających się już do łez!
Ale on (czyli ten Foreman znaczy się) nadal… nic nie kapował, bowiem nagle zapytał; „OK, rozumiem - oczywiście, że rozumiem - ale co z tego..?” (sic!!!)
„O rany, co za palant..!" - pomyślałem. Zaś na głos powiedziałem tak; „jak to co z tego..?! To z tego, że to znaczy, iż TY - jeśli rzecz jasna te pozostałe 0,6 w ogóle odnosi się do ciebie, nie zaś do zupełnie kogoś innego - ot, na przykład... do niego…” - i rozglądając się chwilkę wskazałem na jednego ze stevedorów stojącego przy ładowni i opartego o jej zrębnicę młodego chłopaka, który wówczas aż skręcał się ze śmiechu - jesteś zaledwie w 60 procentach uczciwy..!” - i ponownie spojrzałem na niego ciekawie, chcąc wyczuć efekt jaki osiągnąłem moimi „superlogicznymi oraz supermądrymi (a nie?) kalkulacjami”.
I tym razem już byłem absolutnie pewien, że wreszcie gość coś „zajarzył”, że wyraźnie „gram sobie z nim w kulki”, nabijam się z niego (ale tych procentów to i tak nadal nie wyczuwał), bo poczerwieniał nagle na twarzy i wyraźnie w złości zaczął głośno sapać i prychać jak szykujący się do natarcia buhaj na pampeluńskiej arenie - tak, jakby się sposobił do jakiegoś niekontrolowanego wybuchu gniewu.
No i oczywiście doszło do tego, bowiem ja (powtarzam jeszcze raz; bodajbym się pierwej w ozór ugryzł! Na cóż mi wszakże było to ciągnąć dalej, skoro już i tak mogłem się uznać za zwycięzcę tej „potyczki”?!) postanowiłem go wtedy „dobić”, dodając ze zjadliwą złośliwością; „czy to zatem znaczy, że te twoje pozostałe 40% są winne temu właśnie, iż w waszym porcie… coś… ciągle… no tego… znika, ginie, dematerializuje się…? - i zawiesiłem głos czekając na jego reakcję… Wygrałem..? Dopiekłem mu..?
No oczywiście, że mu dopiekłem..! Tylko co z tego, skoro za chwilę doczekałem się takiej awantury, że już na jej początku zmuszony byłem natychmiast salwować się ucieczką na drugą burtę naszego statku..? (Zresztą nie sam jeden, bowiem wraz ze mną zwiewali też i owi robotnicy oraz nasz marynarz!) Bowiem co z tego, że śmiechu było co niemiara, skoro już po chwili miałem „na karku” Agenta z całą naszą statkową świtą..? Owszem, także uśmiali się zdrowo, dowiadując się po chwili od robotników o co chodzi, ale przecież ten facet szalał teraz po pokładzie, złorzecząc na cały głos, że; „Oficer Służbowy pozwolił sobie na obrazę Foremana oraz… dzielnego (!) narodu Jamajki” Ufff… Zrobiło się groźnie, nie powiem…
Oj tak, zrobiło się groźnie… a wiecie dlaczego..? A dlatego, że to wcale jeszcze nie był koniec mojego „występu”..! Bo wyobraźcie sobie, że ja (we własnej i tym razem naiwnej osobie) czym prędzej postanowiłem popróbować nieco załagodzić ten niespodziewany konflikt, ale uczyniłem to tak jak przysłowiowy „słoń w składzie porcelany”, dodatkowo jeszcze dolewając oliwy do ognia..! (Oh, ta moja nieposkromiona złośliwość! Bodajbym już się zamknął…!!! Co mnie wtedy podkusiło..?!)
Bo cóż takiego dodatkowego zrobiłem..? Otóż, nie wiem czy ten facet w ogóle kojarzył o co chodzi w tych procentach, natomiast pokapował się natychmiast, że użyłem owego; „…znika, ginie, dematerializuje się…" wyraźnie w kontekście jego osoby, toteż odczytawszy w sposób jak najbardziej właściwy moje intencje, pieklił się teraz niezmiernie i miotał po pokładzie - czyli udowadniał właśnie, że osiągnąłem dokładnie to, o co mi chodziło - tylko, że… o rany! - nie mógłby jednak robić tego nieco ciszej..?! Bo owszem, nawet jego podwładni, czyli tutejsi stevedorzy, śmiali się teraz szczerze z tej całej, chyba jednak nieco nazbyt rozbuchanej sceny, ale to przecież wcale nie zmieniało faktu, iż facet naprawdę był poważnie wzburzony i najwyraźniej czuł się tym wszystkim bardzo dotknięty (o przepraszam - nie tylko osobiście on sam, ale i także „dzielny naród… itd.…”).
Toteż, co teraz..? O rety, trzeba szybko mu coś załagadzającego tę sprawę „podrzucić”, bo gotów rzeczywiście za chwilę wyprysnąć ze statku, lecąc czym prędzej ze skargą na Policję..! (I może ma tam jakiegoś swojego szwagra albo powinowatego..? Brrr…)
Szybko więc „rzuciłem” do niego pojednawczo; „Ależ Mr.Foreman - po cóż te całe nerwy? Ja tylko żartowałem. No przecież widzi pan, że chłopaki też się z tego śmieją.” - i pokazałem na robotników, którzy w istocie wciąż jeszcze podśmiewywali się z tej całej sytuacji. No i na szczęście widzę, że się facet zaczyna co nieco uspokajać (ale uśmiechu nadal „ani za grosz”. Cóż to jednak znaczy brak poczucia humoru! Ten słynny skecz o Gruzinie Goridze, co to miał na imię Awas, to mały „pikuś” w porównaniu z tym co się tu właśnie działo!) i chcąc „iść za ciosem” postanowiłem dorzucić coś jeszcze od siebie – już tak dla całkowitego załagodzenia tego niespodziewanego konfliktu… No cóż - toteż „dorzuciłem od siebie”… O rany..! Bodajbym pierwej… (niedomówienie)...
A zatem - uwaga, bo właśnie nadchodzi „clou” naszego przedstawienia - spytałem go szybko; „no to powiedz w takim razie, co TY byś zrobił na miejscu tego taksówkarza? Oddałbyś tę torebkę - i to w stanie zupełnie nietkniętym..?” I wiecie co on mi na to odpowiedział..? O rany..! Ależ się teraz śmieję pisząc te słowa – już na samo wspomnienie tamtych wydarzeń..! Bo on - uwaga!!! - odparł mi tak; „Nie wiem. Chyba… tak.” (sic!!!!!!!) (O ku*wa! Co za ciołek..! Wyobrażacie więc sobie ten śmiech, który nagle wybuchł wokoło nas..?! Toż co niektórzy już się dosłownie tarzali ze śmiechu po pokładzie..!)
Toteż ja na to (oby mi ten ozór wówczas odcięli!!!); „Jak to… CHYBA tak??? To ty tego nie wiesz..? Eeee, chyba nieco przesadzasz… Bo JA wiem (i tu znowu doszła do głosu ta moja wredna złośliwość - tfu..!) - ależ ty byś NA PEWNO tę torebkę oddał, bo przecież jesteś uczciwy, ale niestety TYLKO w 60 procentach, tak więc… chyba te pozostałe 40% to byś sobie… no... tego… do kieszeni…, nieprawdaż..?”
Uuuufffff…! O rety..! O rany..I O Jezuuu..! Wiecie jak w tym momencie ten facet na to moje ostatnie zdanie podskoczył..?! Jak oparzony..! I już żaden śmiech wysłuchujących tego wszystkiego świadków nie pomógł - ani robotników, ani marynarzy, ani nawet i samego Agenta - bo teraz to już rzeczywiście go to „dobiło”, a słysząc tym razem już wszystko „czarno na białym”, bez żadnych niedomówień czy aluzji o tych… „40% do kieszeni”, to tak się nagle rozjuszył, iż teraz to już naprawdę trzeba by było prawdziwego dyplomaty, żeby go uspokoić! A przecież ja sam takim nie jestem.
No cóż, narozrabiałem więc na całego, ale… Pomimo faktu, iż z moim sarkazmem posunąłem się jednak zdecydowanie za daleko, bo mogłem już sobie przecież dalsze złośliwości pod adresem tego człowieka odpuścić, to… no, nie wiem jak to ująć… to, spodobało mi się to..! No niestety, ale to prawda - najwyraźniej sprawiło mi to przyjemność! Czyżby zatem drzemała we mnie jakaś „dusza mściciela”, za te jego pełne pogardy słowa na temat marynarzy, co to się tylko „włóczą po porcie, a potem coś ginie…”?
Ale jednak fakt był faktem - Foreman się ciskał, odgrażał i coś wykrzykiwał, i niestety, ale trzeba było coś z tym zrobić, bo przecież powszechna wśród jego współpracowników opinia o tym (później mi to wszystko opowiedzieli), że facet ma „coś nie tak pod sufitem”, że był niezbyt gramotny i mało bystry (też mi odkrycie!), toteż nie był przez nich lubiany, wcale obecnej sytuacji nie zmieniało. Nadziałem się po prostu na takiego człeczka i w porę nie wycofując się „z pola bitwy”, dałem się zbytnio ponieść złości i fantazji - a pofolgowawszy sobie nadmiernie, spowodowałem to, co się właśnie tu działo. Czyli śmiertelna obraza i kategoryczne żądanie przeproszenia go za ten incydent.
Cóż więc było robić..? Przeprosiłem go więc „gorąco”, zaznaczając przy tym, że NAPRAWDĘ nie chciałem go urazić ani mu dopiec (ależ obłuda i hipokryzja, no nie?), a potem to samo uczynił nasz Agent (dosłownie krztusząc się ze śmiechu!). Ale w efekcie tego wydarzenia, o czym już zresztą wcześniej napisałem, dostałem od naszego Starego wyraźne polecenie, ażeby się do tego gościa nawet nie zbliżać, aż do naszego wyjścia z Kingston, bo to; „cholera jedna wie, co mu jeszcze może strzelić do głowy”. Tak więc; „trzymaj się pan z dala od tego ponuraka, bo nam pan jeszcze rzeczywiście gliniarzy na łeb sprowadzisz, jasne..?”
No pewno, że jasne - tego to nawet nie musiał mi nakazywać, bo sam już miałem szczerze dosyć tej niespodziewanej awantury i w istocie, aż do samego końca wyładunku tegoż wenezuelskiego drutu, więcej już z nim do czynienia niczego nie miałem… Ale co się naśmiałem, to już „moje”. Ot, co…
Wkrótce opuściliśmy Kingston, udając się w dalszą drogę - do północnoamerykańskiego portu Panama City na Florydzie…

No cóż, sądzę, iż najwyższy już czas „powrócić z obłoków na ziemię” i pozostawić już za sobą wspomnienia tych chwil z młodości, kiedy to każdy z nas (a nie? Czy ktoś się tego może wypiera?) rozczytywał się z czerwonymi z wrażenia uszami i z wypiekami na twarzy w powieściach z tamtej, dawno już minionej epoki piractwa, morskich rozbojów i awanturniczych przygód - serwowanych nam zresztą „pełnymi garściami” przez dziesiątki pisujących o tym literatów oraz filmowych twórców.
Czas zatem powrócić do rzeczywistości, odsuwając w kąt obrazy różnokolorowej korsarskiej hałastry obdartusów, grasującej po całych Karaibach w poszukiwaniu łupów - wszystkich tych najprzeróżniejszych gentlemanów z przepaskami na oczach, drewnianymi protezami zamiast nóg czy ze stalowym hakiem w miejscu urwanej dłoni, „występujących” w naszych wyobrażeniach zawsze w gorącym słońcu tropików oraz pod czarną flagą z trupią czaszką i skrzyżowanymi z sobą piszczelami, powiewającą ponad ich głowami. Toteż uważam, że w niniejszym rozdziale naczytaliście się już o tym dość i teraz już ze spokojnym sumieniem (bo wszakże wyczerpałem już chyba ten temat, prawda?) mogę przejść do następnych wątków, które też przecież mogą się okazać godne waszej uwagi.
A co może być tymi wspomnianymi następnymi wątkami..? Jaki port warto byłoby wziąć teraz na tapet..? Macie może jakieś specjalne życzenia..? Nadal Ameryka czy może jednak Afryka, Azja, Europa, Australia..?
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020