Moi drodzy, po rozdziale „Porty w Europie”, czas już na Azję... Lecz najpierw tradycyjny... „wstępniak”. Wszak wiadomo, że muszę ponownie wyjaśnić „co i jak”... Mowa oczywiście o moim pomyśle na niniejszą serię rozdziałów „Porty w ...”..., który to pomysł niezmiernie mi się spodobał, a jak!
Tak, spodobał – a to dlatego, że gdybyśmy tak w istocie szybko „obkolędowali” całą długą listę innych portów oraz porcików, do których zaglądałem w latach mojej pracy na morzu, pętając się po całym świecie (choć w tym rozdziale chcę „wziąć na warsztat” jedynie porty w Azji), to przecież przy tej okazji pozbylibyśmy się pewnego... „balastu”, którego znaczenie ująłbym tak: no przecież ja tak czy siak w moich postach na naszym ulubionym portalu „Geoblog.pl” przenigdy w życiu nie będę w stanie opisać WSZYSTKICH portów, w których podczas mojej morskiej kariery bywałem (choćby i nawet ten jeden jedyny raz), dlatego też oczywistym jest, że w pewnym sensie ten specyficzny „brak” byłby rzeczywiście owym wspomnianym powyżej „balastem”. Nie dla Was oczywiście, a jedynie dla mnie samego, chcącego przecież w ten sposób pochwalić się „wszem i wobec, gdzie ja to nie bywałem, czegóż to ja nie widziałem” itd., itp. Ot, aby pochwalić się DOKUMENTNIE WSZYSTKIMI takimi miejscami, które doczekały się kiedyś „zaszczytu” mojego osobistego tamże pobytu... Jasne..?
A zatem, już szybciutko przedstawiam Wam mój pomysł skutecznego rozwiązania tegoż nurtującego mnie problemu. Pomysł wprawdzie co nieco szatański, ale... proszę, chociaż ten poniższy akapit poczytajcie...
Otóż, zaproponowałbym Wam teraz całkiem niezłą „wyliczankę” tych właśnie miejsc, których Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ nigdy opisywać w odrębnych rozdziałach nie będę, ale z kolei koniecznie jednak... chciałbym się przed wami pochełpić tym, że tam byłem, wiele tam widziałem, lecz – właśnie z braku godnych uwagi zaistniałych tam epizodów lub przeżytych tam przygód, o których by można w ogóle cokolwiek napisać – one by nigdy „światła dziennego” w moich wypocinach nie ujrzały. A tak, jeśli się o taką właśnie „wyliczankę” pokuszę, to pozostanie po nich chociaż jakiś śladzik, nieprawdaż..?
Ależ tak, prawdaż..! Ot, ażeby one po prostu tak już raz na zawsze nie przepadły w niepamięci, OK..? O, widzę, że się zgadzacie, toteż do realizacji takiego właśnie pomysłu z niezwykłą ochotą teraz przystępuję, uraczając Was całkiem „rozkosznym spisem” tychże właśnie „po macoszemu” potraktowanych portów i porcików...
Czyli co..? Wszystko już zrozumiałe..? Mogę zaczynać..? Gotowi..? Zatem, „wyliczanka azjatycka”... Zapraszam...
Z tym że... Ano właśnie, zapomniałem dodać, iż zaraz po niniejszym odcinku będzie cała seryjka odcineczków następnych, z których każdy będzie traktował o portach oraz porcikach... ODRĘBNIE któregoś z branych akurat przeze mnie kolejno „na warsztacik” jakiegoś azjatyckiego kraju...
Krótko więc mówiąc – jeden kraj, jeden odcineczek... No i oczywiście przypominam jeszcze raz, że dotyczy to TYLKO tych miejsc (portów, porcików i jakichś pojedynczych nabrzeży lub kei), o których na niniejszym „blogowisku” ŻADNYCH ODRĘBNYCH (czyli poświęconych tylko i wyłącznie danemu miejscu) rozdziałów nie będę spisywał W OGÓLE.
louis