POINTE DES GALETS - Reunion - Grudzień 2012
Pozwólcie, że zanim jeszcze przystąpię do jakichkolwiek opisów tego co się tu wydarzyło, to najpierw zamieszczę pewne drobne, aczkolwiek niezbędne wyjaśnienie, zgoda? Otóż, jak przypuszczam, niektórzy z was byliby zapewne skłonni zadać w tej chwili następujące pytanie: dlaczego w tytule niniejszego rozdziału znajduje się nazwa Reunion, skoro wyspa ta nie jest krajem suwerennym lecz integralną częścią Francji, stanowiąc jej tzw. Departament Zamorski..?
Zatem odpowiadam – uczyniłem tak dokładnie z tych samych pobudek, dla których kilka wcześniejszych rozdziałów tych „Wspominek” o innych dalekich, postkolonialnych terytoriach europejskich krajów zatytułowałem, a obecnie będących również ich prowincjami czy krajowymi departamentami, tyle że tzw. zamorskimi.
Bo chyba pamiętacie rozdziały o portach Papeete czy Noumei, kiedy to w ich tytułach zamieściłem, odpowiednio: Tahiti i Nową Kaledonię, które to przecież samodzielnymi państwami nie są, prawda..? A jednak znacznie wygodniej było się posłużyć nazwami tych wysp, jako że napisanie jedynie Francja, do którego to kraju powyższe skrawki lądów przynależą, byłoby chyba co nieco... nazbyt ubogie, a i nawet w pewnym sensie nieścisłe, zważywszy na dość szeroką autonomię, jaką te terytoria posiadają. A poza tym, już same nazwy tych Zamorskich Departamentów brzmią jednak znacznie lepiej, bo dużo bardziej egzotycznie, czyż nie..? No właśnie, toteż i w niniejszym rozdziale napisałem Reunion zamiast Francja – ot, i tyle „w tym temacie”. Koniec, kropka.
No dobrze, to to już wyjaśnione, czas więc zabrać się wreszcie za krótki opis miejsca, do którego właśnie zawitaliśmy. Na początek tradycyjnie, nieco historii tej wyspy.
Pierwszymi Europejczykami, którzy się na tym lądzie zjawili, byli – podobnie jak to miało miejsce w wypadku Mauritiusu – Portugalczycy. Stało się to w roku 1507, a odkrywcą tej wysepki był... No właśnie. I tu mały dysonans, bowiem różne oficjalne historyczne źródła... podają ten fakt inaczej.
To znaczy, raz tym odkrywcą jest dowódca statku, który się tu w roku 1507 pojawił, czyli żeglarz o nazwisku Dom Pedro Mascarenhas (tak na marginesie: to właśnie od jego nazwiska wzięła się nazwa tego Archipelagu, Maskareny – a stało się to w roku 1520, kiedy już oficjalnie tę nazwę na ówczesnych portugalskich mapach zapisywano), innym razem zaś tym szczęśliwcem okazuje się niejaki Diogo Diaz. Więc jak, którymż to źródłom w końcu należałoby uwierzyć, skoro nawet i sami Portugalczycy nie są w tej kwestii zgodni..? Ale mniejsza już o owo pierwszeństwo, zajmijmy się raczej sprawami dużo ważniejszymi.
Otóż, zanim jeszcze w ogóle jakikolwiek Europejczyk swą stopę na tym lądzie postawił, już na długo przedtem wyspa ta była znana żeglarzom arabskim, którzy zresztą – tu mała ciekawostka – nazywali ją Diva Morgabin, co w ich języku oznacza Wyspa Zachodnia. Arabowie jednak niespecjalnie się nią interesowali, nie podejmując w kierunku jej ewentualnego zasiedlenia absolutnie żadnych wysiłków. Ot, znali ją, częstokroć odwiedzali, ale nikt z nich zamieszkać tutaj na stałe nie pragnął. No cóż, dość to zaskakujące, zważywszy na tutejszy wspaniały, bo ciepły ale jednak raczej łagodny klimat i bogatą przyrodę, która przecież wręcz „bije na głowę” wszelkie jałowe piaski arabskich pustyni, czyż nie?
W podobny sposób zresztą podchodzili do niej i Portugalczycy, którzy – tak samo, jak to miało miejsce w wypadku Mauritiusu – również nie kwapili się zbytnio do jej zasiedlenia, odwiedzając ją raczej sporadycznie, z czasem coraz rzadziej, choć jednocześnie trzeba zaznaczyć, że przynajmniej – i tu akurat jest z tym odwrotnie jeśli chodzi o jej sąsiada, Mauritius – nadali jej jakąś nazwę, która na trwałe w historii tego rejonu świata się zapisała. Obecny Reunion nazwali oni bowiem w roku 1507 Wyspą Świętej Apolonii.
Znacznie większe zainteresowanie tą wyspą wykazywali w ponad wiek później Holendrzy i Francuzi, organizując sobie na niej od czasu do czasu wygodną bazę dla swoich statków, które opływając od południa Afrykę podążały dalej do Indii lub na Daleki Wschód Azji. Była ona bowiem miejscem ku temu nadzwyczaj dogodnym – oczywiście dla uzupełnienia zapasów świeżej żywności i słodkiej wody oraz dla odpoczynku i dokonywania jakichś koniecznych napraw.
Jednakże w roku 1638 Francuzi już oficjalnie przejęli ją w swoje posiadanie (ot, po prostu „wzięli jak swoje”, na Holendrów się nawet nie oglądając), nadając jej przy tej okazji nazwę Bourbon. Rozpoczęli tu oni swoją własną gospodarkę, polegającą rzecz jasna głównie na uprawie trzciny cukrowej, goździków i herbaty, ale stało się to dopiero w roku 1665, kiedy to zamieszkali tutaj pierwsi przybywający z Europy osadnicy oraz na większą skalę rozpoczęto – no cóż, bo jakżeby inaczej? – do pracy na tych plantacjach sprowadzać afrykańskich niewolników.
W roku 1810 wyspę tę w swoje posiadanie zagarnęli z kolei Brytyjczycy, którzy jednak już po pięciu latach ją Francji oddali na mocy odpowiednich traktatów, które wówczas wzajemnie zawierali po upadku wojowniczo nastawionego do świata Bonapartego. A zatem wysepka Bourbon „ponownie zjednoczyła się” z Francją, co rzecz jasna niebawem znalazło swe odzwierciedlenie w jej nowej nazwie, co nastąpiło w 1847 roku – wszak słowo reunion oznacza „z francuska” ponowne zjednoczenie, czy jakoś tak podobnie, ot co.
A dalsza historia wyspy Reunion jest już nudna jak przysłowiowe „flaki z olejem”. Ot, ludzie sobie na niej spokojnie żyli i pracowali, cały czas niezmiennie opowiadając się za dalszą przynależnością do dotychczasowego Suwerena, Francji – nawet i wówczas, gdy sąsiedni Mauritius wybijał się już na niepodległość, tworząc swą własną, niezależną od nikogo państwowość.
Wyspa Reunion jest pochodzenia wulkanicznego, jest górzysta, a wiele jej wierzchołków jest doskonale z portu widocznych, przedstawiających sobą widoki iście bajkowe. Tak, bowiem cały szereg widocznych stąd wysoko się piętrzących górskich szczytów rzeczywiście stanowi wspaniałą pożywkę dla każdych ciekawych świata oczu. A już zwłaszcza górujący nad wszystkim wulkan Piton des Neiges, wznoszący się na wysokość aż 3070 metrów nad poziom morza!
Proszę zwrócić uwagę – to aż nieomal 600 metrów więcej od najwyższego szczytu naszych rodzimych Tatr! A przecież w sumie wyspa jest niewielka, toteż proporcje jej wysokości do całkowitej powierzchni są dość szczególne. Cały ów ląd piętrzy się wysoko, w głębi nie jest nazbyt chętnie zasiedlany, więc prawie cała populacja wyspy zamieszkuje jej wybrzeże, żyjąc sobie spokojnie, dostatnio i wygodnie w wielu znajdujących się tu niezbyt dużych miasteczkach – w Saint Denis, Sainte Marie, Sainte Suzanne, Saint Andre, Saint Benoit, Sainte Rose, Saint Philippe, Saint Joseph, Saint Pierre, Saint Louis, Saint Leu, Saint Gilles i Saint Paul. Ha, nieźle, co..? Saaaami święci! Ależ pobożna wysepka!
Najciekawszym tu jednak obiektem geograficznym jest druga co do wielkości góra tej wyspy nazywana Piton de la Furnaise (2632 m.n.p.m. – czyli także dużo wyższa od naszych tatrzańskich Rysów), położona na południowym wybrzeżu, będąca jednym z najbardziej aktywnych wulkanów na całym świecie! Wybucha on bowiem sobie – i to z całkiem dużą mocą – dość regularnie, bo co 2-3 lata, nie stanowiąc jednakże prawie żadnego zagrożenia dla okolicznych mieszkańców, jako że jego krater pochylony jest dość mocno na południe w stronę oceanu, więc za każdym razem wszelka jego „wypluwana z siebie” materia po prostu wydostaje się w kierunku brzegu, a potem dalej w ocean.
Wulkan ten rzecz jasna jest zbyt daleko, ażeby można było jego wierzchołek dostrzec z portu Pointe des Galets – jest to bowiem, licząc w linii prostej, odległość aż pięćdziesięciu kilometrów, a poza tym i tak jest on przesłonięty od północnej strony całym długim pasmem innych szczytów, ze wspomnianym Piton des Neiges na czele. Ale kiedy się do tejże wyspy podpływa od strony Mauritiusu, to wówczas częściowo wulkan ten jednak zobaczyć można – i tak właśnie się nam wtedy przydarzyło, kiedy to mieliśmy okazję o bladym świcie podziwiać jego majestatycznie wyglądający krater. O tak, piękny był...
Obecnie Reunion posiada około 850 tysięcy stałych mieszkańców. Jej całkowita powierzchnia wynosi 2512 kilometrów kwadratowych, jego stolicą jest położone na północnym wybrzeżu miasto Saint Denis, zaś zawarty w tytule niniejszego rozdziału Pointe des Galets to po prostu nazwa tutejszego portu. Tyle więc statystyki na temat tej wyspy – czas wreszcie przejść do codzienności, czyli do naszej wizyty w tym miejscu dnia 24 Grudnia 2012 roku.
Ale o tym już w odcinku drugim, zapraszam…
louis