„Wyspy Morza Koralowego” – a cóż to w ogóle za dziwny twór..? – zapytacie, skoro tak właściwie to na każdym światowym morzu są jakieś grupy wysp, wysepek czy nawet archipelagi, a które przecież w aż tak specyficzny sposób „do kupki” jednak zebrane nie są. Dziwne to jednak, prawda..?
Odpowiem zatem – i tak i nie. Owszem, dziwne, bowiem w swojej specyfice są one jednak na całym świecie jedyne, natomiast całkowicie naturalne, jeśli weźmie się pod uwagę ich szczególną historię. Tej historii jednakże opisywać tu nie będę, wszelkich zainteresowanych odsyłając jedynie do lektury jakichś wiarygodnych źródeł (no choćby do Wikipedii, bo tam akurat ten temat jest potraktowany bardzo rzetelnie), zaakcentuję natomiast fakt, że archipelag owych wysp, wysepek oraz niewielkich skałek i raf jest rzecz jasna podległy Australii, ale posiadający w sumie naprawdę dość znaczną polityczną autonomię. Stąd zatem wziął się jego aktualny status, czyniący z niego jakby odrębny administracyjny twór.
Tychże składających się na „Wyspy Morza Koralowego” lądowych skrawków jest w sumie aż około 40 sztuk, zdecydowana większość z nich znajduje się w niezbyt dużym oddaleniu na wschód od Wielkiej Australijskiej Rafy Koralowej, lub wręcz nawet leży na jej skraju, zaś ten ich niezwykły „szpaler” rozciąga się na dystansie około 2 tysięcy kilometrów, zajmując jednocześnie akwen o powierzchni… aż ponad 800 tysięcy kilometrów kwadratowych..! Nie w kij dmuchał zatem, no nie..?
Ja osobiście zaś miałem okazję przepływać w niewielkiej odległości od kilku z nich, widząc je zresztą doskonale nawet „okiem nieuzbrojonym” w żadne lornetki czy lunety, podczas mojej niegdysiejszej podróży z australijskich portów Sydney oraz Brisbane do Hong Kongu, a było to w czerwcu 2008 roku.
Mijaliśmy wtedy kolejno takie wysepki jak; Osprey Reef, Willis Islets, Coringa Islets, Herald Cays, Diamond Islets oraz Marion Reef, za każdym razem oczywiście pilnie się im przyglądając, a nawet – kiedy zatrzymaliśmy się na kilka godzin w pobliżu jednej z nich w celu dokonania jakichś napraw w maszynowni (choć niestety już nie pamiętam przy której z nich to akurat było) – popróbowaliśmy swoich sił w pospiesznym wędkowaniu, łapiąc wówczas zresztą zaledwie jedną jakąś mikrą rybeczkę.
No i to by już było wszystko w tym dziwacznym rozdziale o nazwie „Wyspy Rozproszone i… „inne tam takie”… Dziękuję za uwagę…
louis