Geoblog.pl    louis    Podróże    Liban - Tripoli    Liban - Tripoli-4 (ostatni)
Zwiń mapę
2018
16
gru

Liban - Tripoli-4 (ostatni)

 
Liban
Liban, Tripoli
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
No to finiszujemy z tą naszą wizytą w Libanie…

Dotarliśmy wreszcie, pełni obaw oczywiście, do tych nieszczęsnych wojskowych posterunków przy bramie portu i nagle… niespodzianka..! Wielka niespodzianka..! Żołnierzy, zarówno palestyńskich jak i syryjskich – nie do wiary – ale po prostu nie było..! Jedynie w oddali, tuż przy samej bramie, bezpośrednio na ziemi siedziało dwóch, najwyraźniej mocno już znudzonych libańskich wojaków, którzy zupełnie nie zwracali uwagi na jakikolwiek ruch osobowy, ani też na ruch pojazdów opuszczających port. Ot, po prostu, siedzieli sobie chłopaki zupełnie bezczynnie i tyle...
No tak, ale w takim razie, po co w ogóle była ta cała poranna "szopka" z kontrolami, skoro teraz nagle przestało to być aż tak ważne? To po co zatem napędzają ludziom stracha, stawiają w szeregu pod ścianą jak przestępców, obmacują, wypytują albo… uderzają lufą po plecach..? A teraz raptem całkiem pusto i jeśli ktoś zapragnąłby, to i nawet czołgiem mógłby wjechać na teren portu zupełnie niezauważony… Kontrole tylko dla samych kontroli, jedynie dla zademonstrowania swoich sił i możliwości, nawet wobec zupełnie obcych im marynarzy? Kur..! To może nam się to wszystko przyśniło, co..? Lecz niestety, moje dwa całkiem sporej wielkości, jak i bolesne siniaki na plecach, których się tak niedawno temu od dźgnięć lufą "kałacha" dorobiłem były jednak jak najbardziej realne. (Trwało to potem jeszcze z dobre dwa tygodnie zanim się tej "wątpliwej jakości pamiątek" z okolic łopatki i nerki pozbyłem. Tfu..!)
Ale nie czas teraz na dygresje - wracajmy do "akcji"… Nie muszę już chyba dodawać, że widok ten bardzo nas jednak ucieszył. Po co nam bowiem jeszcze ta dodatkowa adrenalina, mało to już mieliśmy wrażeń na dziś..? Przynajmniej pod tym względem dopisało nam szczęście… Jednakże nie bylibyśmy chyba sobą (czyli ciekawymi wszystkiego dookoła Polakami), gdybyśmy nie zechcieli jakoś wykorzystać tej sytuacji do poczynienia pewnych obserwacji, skoro już nadarzyła się taka okazja i owe posterunki były puste. Ciekawość jest przecież silniejsza od rozsądku, nieprawdaż..? A poza tym, naszą narodową cechą jest przecież zawsze chęć do wygłupów, nawet w takiej sytuacji, w której robić się tego nie powinno. Bo cóż takiego zrobiliśmy..?
Otóż, wskoczyliśmy od razu do środka tych obłożonych workami z piaskiem "niby-bunkrów". Ot, jak dzieci, "małym chłopcom" zachciało się jeszcze zabawy w żołnierzyki… Jednakże przy okazji zauważyliśmy jedną, bardzo znaczącą rzecz, a mianowicie; większość z tych worków z piachem (na obu posterunkach zresztą) była w bardzo poważny sposób uszkodzona - dosłownie "posiekana" kulami z zewnętrznej strony..! A więc to tak wygląda (według słów naszego Agenta) ten "spokój" na portowej bramie..?!? Bo niby skąd wzięłoby się tutaj aż tak wiele "pokaleczonych" worków..? Ślady po pociskach, czyli powystrzępiana juta i dziury w workach, z których tu i ówdzie drobnymi strużkami wysypywał się piasek, nie były świeże, to prawda, widać po nich było, iż powstać musiały jakiś czas temu, ale jednak były..! Były i już..!
A poza tym (o zgrozo..!), wewnątrz walało się pełno jakiegoś żelastwa, łuski, zardzewiale magazynki, jakieś pogięte rurki i… coś w kształcie min..!!! Tak..! Takie same "talerze" jakie nie raz widziało się na wojennych filmach..! Ufff, ale z nas głupole..! Powyskakiwaliśmy zatem czym prędzej z tych "studni" i tylko machnęliśmy na to wszystko rękoma. Dosyć już tego..! Powtórzę więc jeszcze raz – a dajcie nam już święty spokój..! Wracamy… Ci dwaj libańscy żołnierze zupełnie na nas nie zwrócili uwagi, przeszliśmy zatem przez bramę jak "przez masło" i już bez przeszkód dotarliśmy na statek...
I w tymże to momencie mógłbym już z całkiem czystym sumieniem napisać, iż; "koniec rozdziału o Tripoli", gdyby nie jeszcze, wprawdzie jeden tylko, ale jakże bardzo znaczący fakt. Staliśmy w tym porcie jeszcze ze dwa, może trzy dni, wyładunek drobnicy trwał nadal, po owych skrzyniach ze szkłem przyszła kolej na jakieś worki z nawozami, potem wyroby stalowe będące na samym dnie ładowni i - o ile dobrze pamiętam - wiązki stalowego drutu zbrojeniowego. Każdy z tych rodzajów ładunku wymagał rzecz jasna odpowiedniego, niezbędnego do wywiezienia go z portu transportu. Część drobnicy (np. nawóz) "szła na magazyn", a zatem sztaplarki zabierały ją bezpośrednio spod burty statku, na specjalnych paletach, gdzieś pod zadaszone miejsce składowe, jednakże zdecydowana większość towaru odsyłana była wprost do odbiorców, a więc pakowana była na podjeżdżające pod burtę ciężarówki i natychmiast ekspediowana w dalszą drogę, gdzieś w głąb lądu. No właśnie… Te ciężarówki…
Jeżeli odbiorca którejś z partii ładunku jest osobą lub firmą mającą swą siedzibę gdzieś w pobliżu portu, to sprawą najoczywistszą jest, praktykowaną zresztą na całym świecie, że owa firma wynajmuje (lub też wysyła własne, jeśli takowe posiada) jedynie kilka takich samochodów, które po dostarczeniu jakiejś partii towaru na miejsce i rozładowaniu go, wracają ponownie do portu, pod statek po następną taką "porcję bagażu". To jasne, bowiem wiadomo, iż taki sposób postępowania jest najtańszy… Ale…
No właśnie. Ale wszyscy przecież pamiętamy co wydarzyło się pierwszego dnia naszego postoju w Tripoli. Ten przerażający i tragiczny w skutkach śmiertelny wypadek jednego z robotników będących na platformie ciężarówki. Opisując tamte wydarzenie użyłem wówczas określenia, iż ów samochód był dosłownie w "morzu krwi"… I co..? Domyślacie się już może, co było dalej..? Jeśli nie, to podpowiem - ten "rozkoszny" samochodzik po tym wypadku… nawet nie został umyty! W ogóle..! Mało tego - nawet go z owej krwi nie uprzątnięto lub choćby wymieciono..! Plamy krwi przysypano zaledwie, i to zebraną gdzieś naprędce ziemią, i tak jeździło sobie potem to "widmo", pojawiając się co pewien czas pod burtą naszego statku, ażeby (o zgrozo!) wziąć na siebie następny pakiet jakiegoś ładunku..! Brrr, brrr, brrr…
Wyobrażacie to sobie..?! Na zalaną kilkoma litrami ludzkiej krwi platformę ciężarówki (tak jakby zupełnie nic się nie stało!) załadowywano ponownie jakieś następne skrzynie albo wiązki zbrojeniowego drutu..! Czy trzeba dodawać, iż niejeden z tych towarów musiał przecież ową krwią ulec poplamieniu..? Ohyda..! Jak tak w ogóle można..?!? Tenże wypadek, już sam w sobie przecież, był potworną tragedią, która poważnie nami wstrząsnęła, ale cóż jeszcze można by do tego dopowiedzieć, widząc jak potem dosłownie nikt nie kwapił się do uszanowania tej ofiary..? Zgroza, prawdziwa zgroza…
A zresztą, po cóż tu w ogóle jakiekolwiek moje dodatkowe komentarze, one naprawdę są zbędne, bowiem niech każdy sam sobie to oceni według swoich własnych odczuć i swego poczucia wrażliwości. Mogę tylko dodać, iż wówczas, obserwując ten pojawiający się co pewien czas pod naszą burtą samochód z tymi potwornymi i już z daleka widocznymi krwawymi śladami ludzkiej tragedii, nawet nie ośmielaliśmy się nazywać tego skandalem. Było to bowiem dla nas czymś znacznie gorszym niźli znieczulicą czy skandalem właśnie, było to raczej czymś w rodzaju świadectwa totalnego zdziczenia i utraty wszelkich ludzkich odruchów. (Przepraszam, że jednak pozwoliłem sobie na taki komentarz, ale tak mi się jakoś wyrwało…)
No cóż, i tym "optymistycznym" akcentem…
Ufff… Jak łatwo się domyślić, opuszczaliśmy ten port z prawdziwą ulgą... Statek był już całkowicie rozładowany, Tripoli było bowiem naszym ostatnim portem wyładunkowym w tej podroży. Teraz zaś obieraliśmy kurs na Izmir w Turcji, gdzie czekał już na nas całookrętowy ładunek tytoniu do Leixoes w Portugalii oraz rodzynek do Casablanki w Maroku. Ale o tym napiszę już przy innej okazji…

No tak, kolejny rozdział za nami, który pomimo moich solennych obietnic "streszczania się" ponownie rozrósł się do rozmiarów co najmniej noweli, zamiast być jedynie krótkim i zwięzłym opisem kilku epizodów, które się tutaj wydarzyły. Czyli, jak to w końcu jest..? Czyżby powodem tego było po prostu moje nieokiełznane gadulstwo, czy też tym razem owe wydarzenia naprawdę były warte aż takiej uwagi..? Jednak, jak by na to nie patrzeć, znowu zaczyna nas kłuć w oczy powiedzenie o "ilości przechodzącej (czy też raczej… nie przechodzącej) w jakość" - ale tym razem już ani myślę zarzekać się znowu na przyszłość i obiecywać poprawę - bowiem, jak widać, i tak nie jestem w stanie sprostać swoim własnym zapewnieniom.
Zatem, jednak poddaję się… Będę pisać dalej w taki sposób w jaki robiłem to dotychczas, co najwyżej unikając jakichś dłuższych niepotrzebnych dygresji lub też "wplatania" w teksty zupełnie zbędnych przemyśleń i refleksji dotyczących poruszanego akurat tematu. Pytanie tylko, czy mi się to uda..?
Jeszcze tylko dwa zdania na temat moich "umiejętności" (czy też raczej ich braku) literackich oraz skłonności do popełniania rozmaitego rodzaju błędów. To już wyjaśniałem - daleko mi do nazwania siebie samego literatem, to jasne - ale jeszcze dalej, niestety, jest mi do uznania mojej skromnej osoby za, choćby w przyzwoitym stopniu, polonistę. Z tym u mnie nigdy zbyt dobrze nie było, rażących błędów ortograficznych wprawdzie raczej nie robię, ale interpunkcja oraz nadużywanie cudzysłowów jest już moim absolutnym "konikiem". Tego to już się nigdy nie nauczę..! Kiedy prawidłowo postawić przecinek, kiedy natomiast myślnik, średnik, wielokropek, itd..? Każdy z nas używając tychże znaków przestankowych robi to raczej "na nosa", bazując jedynie na wiedzy, którą wyniosło się ze szkoły, jakieś "żelazne zasady" ich stosowania na ogół się pamięta, ale niuansów, nie będąc na co dzień tzw. "człowiekiem pióra", prawidłowo raczej się nie rozróżnia.
Ot, wystarczy zresztą poczytać sobie byle gazetę, aby się przekonać, jak bardzo "na bakier" są także z tym problemem nawet i sami dziennikarze. A cóż dopiero takie osoby jak marynarze..?! Kudy nam, ludziom morza, do nich..?! A zatem, pragnąc coś napisać, to - chcę czy nie chcę - muszę się z tymi trudnościami zmierzyć i tyle… A że nierzadko przekracza to moje możliwości..? No to co? Proszę po prostu o wyrozumiałość w tej materii i litościwe przymrużenie oka, bowiem cóż mi takiego pozostało jak nie prośby..? Talenty przecież (w każdej dziedzinie zresztą, to jasne) nie rodzą się, ot tak, na kamieniu, nieprawdaż..?
Natomiast, co do wykrzykników i znaków zapytania na końcu zdania, to tutaj już "bić się w piersi" nie zamierzam..! To wynika bowiem z możliwości odczytywania tekstu z ekranu komputera. Tak, ja wiem, że np. wykrzyknik powinno się w jakimś określonym kontekście postawić bez poprzedzających go kropek, zazwyczaj dwóch, ale wtedy na ekranie taki wyraz zlewa mi się z owym znakiem w jedność i to naprawdę - proszę mi wierzyć - w znacznym stopniu utrudnia szybkie pisanie. A robię to przecież zazwyczaj w ciemności, jest to więc efekt jak najbardziej zamierzony..!
Tak więc - wytłumaczyłem już co trzeba i od tej chwili naprawdę koniec już z dalszymi komentarzami na owe tematy..! Powtórzę zatem jeszcze raz - koniec i kropka..!
Wracajmy do "wielkiego świata"… Wybierzmy się więc teraz do Mauretanii…
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020