Geoblog.pl    louis    Podróże    Sudan - Port Sudan    Sudan - Port Sudan-3 (ostatni)
Zwiń mapę
2018
18
gru

Sudan - Port Sudan-3 (ostatni)

 
Sudan
Sudan, Port Sudan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Odcinek trzeci i ostatni…

No cóż, niestety, to wszystko co wówczas w Port Sudanie w okresie wigilijnym zaistniało, było dla nas niewątpliwie ogromną przykrością. To oczywiście zrozumiałe, temu nikt rozsądny dziwić się przecież nie będzie, jeśli dość uważnie powyższy tekst przeczytał i potrafił się wczuć w naszą sytuację.
Jednakże, czy wy – moi W.Cz.Czytelnicy – sądzicie może, iż wspomniana przykrość była dla nas jedynie przypadkiem odosobnionym, że był to efekt li tylko tego jednego, zupełnie zresztą niepotrzebnego konfliktu..? Podejrzewacie, że gdyby jednak w ogóle do niego nie doszło, to wszystko byłoby już jedynie cudowne, radosne, atmosfera byłaby naprawdę rodzinna, super miła, itd., itp..?
Otóż, nic bardziej błędnego, moi drodzy..! Bo gdyby nawet całe te święta przebiegały w zupełnym spokoju i w idealnej zgodzie, to przecież i tak smutek w naszych sercach by pozostał, jako że dla każdego marynarza spędzanie jakichkolwiek świąt poza swoim domem i z dala on Najbliższych jest zawsze, już „z samego założenia”, przykrością wręcz przeogromną. Już samą w sobie przecież, skoro w tych dniach absolutnie nie możemy dzielić świątecznej atmosfery i radości z tymi, z którymi z całego serca akurat w tym momencie byśmy pragnęli przebywać.
Wierzcie mi, to dla nas jest zawsze bardzo przykrym uczuciem, jest prawdziwym wyzwaniem dla ludzkich charakterów w chwilach, w których trzeba być całkiem samemu, co najwyżej słysząc od czasu do czasu głos swych Bliskich przez telefon lub wpatrując się z tęsknotą w ich fotografie – w takowych dniach rzecz jasna wyjątkowo długo i intensywnie. I tego żalu prawie nic nie jest w stanie ugasić, ani nas tak w pełni na sto procent pocieszyć.
Tych utraconych wówczas chwil już niczym zastąpić nie można. Ale cóż, jest to z reguły rezultatem naszego niegdysiejszego własnego wyboru, za co oczywiście „tę swoją” cenę zapłacić musimy – dodatkowymi jeszcze stresami, żalem, smutkiem i nostalgią, a częstokroć nawet i łzami – kiedy to ten nasz niewdzięczny zawód właśnie wtedy szczególnie mocno daje się nam we znaki.
A jeśli jeszcze na dokładkę takie sytuacje zdarzają się niezwykle często – można by nawet z całkowicie czystym sumieniem powiedzieć, że „prawie zawsze”..? To co, jak sądzicie..? Można do tego przywyknąć, na wspomniane żale, smutki i tęsknoty się uodpornić..? Odpowiadam więc: o nie! Naprawdę rzadko komu się to udaje. Proszę mi wierzyć, ponieważ ja również mam w tym względzie wyjątkowo bogate doświadczenie, zatem dokładnie wiem o czym mówię – taka wielokrotna rozłąka z domem w tych właśnie świątecznych dniach bywa zawsze niezwykle bolesna Tak, ja naprawdę dobrze wiem, co to oznacza... Wierzycie mi..? Czy może jednak chcecie jakiegoś dowodu..? No to, proszę bardzo...
Otóż, właśnie przed chwilą wpadłem na pomysł zadania sobie trudu sporządzenia takowej swoistego rodzaju listy większości moich świąt, które miały miejsce podczas trwania mojej dotychczasowej kariery zawodowej i... jakie są tego rezultaty..? Ot, niestety niezbyt budujące... A już zwłaszcza dla Moich Najbliższych, którzy przecież w tym samym czasie również ze swoją własną samotnością musieli się borykać. Macie zatem ochotę na - choćby pobieżne - przestudiowanie tej listy..?
No to proszę, oto ona... Przedstawiam wam, a moim Bliskim przypominam, jak to w tym względzie ze mną było… Gdzie w kolejnych latach przychodziło mi te święta spędzać… Począwszy, na przykład – ażeby było „okrągło” – od roku 1980.

1980 – Na redzie Algieru.
1981 – W domu (hurra!)
1982 – W Gdyni, podczas postoju przy nabrzeżu Rumuńskim, mając jednak wtedy swoją całodobową służbę.
1983 – W domu (hurra!)
1984 – W Gdańsku, podczas postoju naszego statku w tamtejszej stoczni remontowej. Z tym że niestety mojej najbliższej Rodzinie przepustek na ten czas nie wydano, bowiem jakiś zarządzający tym żołdak (przypominam, to był jeszcze okres stanu wojennego!) na ich przyjście na statek się nie zgodził. Zatem, pomimo pobytu w kraju i tak w tym dniu byłem sam. Ba, nawet zadzwonić do domu nie mogłem, bo po prostu żadnego telefonu na burcie nie mieliśmy.
1985 – Na Morzu Śródziemnym, w drodze z Port Saidu w Egipcie do Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich.
1986 – Na Atlantyku, w drodze z Hamburga do Nouakchott w Mauretanii.
1987 – W Port Sudanie.
1988 – Na Pacyfiku, w drodze z Doniambo na Nowej Kaledonii do Noro na Wyspach Solomona.
1989 – W indonezyjskim porcie Surabaya.
1990 – W Puerto Matanzas na Orinoko w Wenezueli.
1991 – Na Morzu Karaibskim, w drodze z Guanty do Houston w USA.
1992 – W domu (hurra!)
1993 – W Belfaście w Irlandii Północnej.
1994 – W Gandawie w Belgii – uwaga, podczas załadunku węgla! Nie dosyć więc, że nawet w taki dzień miejscowi stevedorzy nam spokoju nie dali, to jeszcze pochodzący z tego ładunku czarny i tłusty (!) jak diabli pył pobrudził statek dokumentnie – ten szajs był nie tylko na samym pokładzie, ale i nawet wewnątrz nadbudówki, czyli także i w naszych kabinach i w mesie! Obrusy były czarne jak smoła, a wszystkie postawione na stole potrawy były szczelnie poobwijane folią!
1995 – Na Morzu Irlandzkim, w drodze z Dordrechtu w Holandii do Belfastu.
1996 – W Dordrechcie, podczas załadunku cementu! Bo tam także miejscowi stevedorzy podczas świąt pracowali, wolnego dnia w ogóle nie mieli.
1997 – Na Morzu Północnym, w drodze z Oxelösund w Szwecji do hiszpańskiego Bilbao.
1998 – W domu (hurra!)
1999 – Na Atlantyku, w drodze z Paranagua w Brazylii do Durbanu w RPA.
2000 – Na Atlantyku, w drodze z Santurce w Hiszpanii do Hawany na Kubie.
2001 – Na Morzu Jawajskim lub Flores (tego już dokładnie nie pamiętam), w drodze z Probolinggo na Jawie do Pomalaa na Celebesie.
2002 – W Antwerpii.
2003 – W Colombo na Ceylonie.
2004 – Na Morzu Śródziemnym, w drodze z Ghazaouet w Algierii do Tartus w Syrii.
2005 – Na Atlantyku, w drodze z Rio Grande w Brazylii do Durbanu.
2006 – Na Pacyfiku, w drodze z Kingston na Jamajce do Szanghaju.
2007 – W domu (hurra!)
2008 – Na Pacyfiku, w drodze z San Antonio w Chile do peruwiańskiej Paity.
2009 – W domu (hurra!)
2010 – W domu (hurra!)
2011 – Na Oceanie Indyjskim, w drodze z Tanjung Pelepas w Malezji do Pointe Noire w Kongo.
2012 – W Pointe des Galets na wyspie Reunion.
2013 – Na Morzu Arabskim, w drodze z Bin Qasim w Pakistanie do Nhava Sheva w Indii.
2014 – W domu (hurra!)
2015 – Na Morzu Południowochińskim, w drodze z Chin do Singapuru.
2016 – W Zatoce Bengalskiej, w drodze z Colombo do Port Kelangu w Malezji.
2017 – W domu (hurra!)
2018 – Tym razem będą w domu, jeśli mnie oczywiście w międzyczasie awaryjnie na jakiś statek nie zawezwą (bo piszę te słowa 11-go Grudnia, więc jeszcze ta „niebezpieczna czasowa luka” jest)

No i co, jak się to wam podoba (czy też raczej nie podoba)..?
Takoż więc, jaki jest ogólny bilans..? Oj, niestety niezbyt budujący, prawda..? Bo oto, na wymienione przeze mnie 38 kolejne lata mojej pracy w morskiej branży (wcześniejszego okresu studiów w Szkole Morskiej już nie liczę) aż 27 razy spędzałem Święta Bożego Narodzenia gdzieś w świecie, natomiast tylko 11 w Polsce, z tym że jeszcze w tym drugim wypadku dwa razy, mimo pobytu w kraju, we własnym domu nie byłem. Ba, nawet się z Rodziną w tym czasie spotkać nie mogłem! A poza tym przytrafiło mi się to szczęście – proszę łaskawie zauważyć – aż kilka razy dopiero niedawno, a to tylko dlatego, że już wówczas mogłem sobie pozwolić na kolejne odmowy wyjazdu na kontrakty, aby na święta jeszcze w domu pozostać, ale gdybym takiej możliwości nie miał, to z całą pewnością w tych latach również gdzieś po świecie bym się błąkał.
Czyli co..? Mam już „sódmy krzyżyk” na karku, a tylko DZIEWIĘĆ razy w okresie mojej zawodowej kariery udało mi się zawitać w tym świątecznym okresie do domu! A gdyby tak jeszcze doliczyć do tego wszystkiego moją nieobecność w domu rodzinnym podczas Świąt Wielkanocnych (a w tym przypadku… było jeszcze gorzej!), to już macie pełen obraz tego, jaki jednak ten marynarski los jest niewdzięczny.
A na koniec tego wątku jeszcze drobne i takie „niewinne” pytanko do… wszystkich młodych adeptów tego zawodu, do tych, którzy koniecznie się do pracy na morzu wybierają – czy wobec powyższej „wyliczanki” nadal tego chcecie..? Czy sądzicie, że jednak wam się w tym względzie poszczęści i tak częsta nieobecność w domu w okresie świąt akurat was dotyczyć nie będzie..?
Toteż, już od razu was z błędu wyprowadzam – nawet na to nie liczcie, bo w obecnych czasach jest z tym jeszcze gorzej..! Już o sposobie spędzania tychże świąt nawet mi mówić się nie chce, jako że kiedyś, zwłaszcza na statkach PLO, było zawsze na stołach bogato i coś ciekawego się w tym czasie robiło – były wspólne imprezy, pełen relaks, odpoczynek, itd. Gdy tymczasem teraz, a już w szczególności na statkach obcych bander, na których przecież i tak w większości musimy pracować, gdyż polskiej floty praktycznie rzecz biorąc już nie ma, wszystko to, co serwowane jest zazwyczaj przez azjatyckich kucharzy jest bardzo często… po prostu do kitu! O braku jakiejkolwiek świątecznej atmosfery już nie wspominając…
A jeszcze ponadto, nie wolno nam zapominać i o tym, że przecież w obecnych czasach załogi zdecydowanej większości statków są już międzynarodowe, w wielu wypadkach tych nacji jest jednocześnie na statku kilka lub nawet aż kilkanaście (tak, i to wcale nie jest rzadkością), a co za tym idzie, również i religijne wyznania członków takich załóg są rozmaite, jak i cały szereg związanych z tym faktem różnorakiego rodzaju świąt. To jasne.
Częstokroć zatem zdarza się tak, że w jednym czasie w tej samej załodze są i muzułmanie, i buddyści, i hinduiści, nawet i osoby wyznania mojżeszowego czy jakiegoś odłamu z wielu religii Dalekowschodniej Azji – na przykład konfucjonizmu albo shinto. Tak więc jak wówczas organizować sobie można jakąś „normalną” tradycyjną Gwiazdkę, skoro nawet pośród Chrześcijan zdarza się cała „paleta” rozmaitych odłamów – bywają przecież nie tylko rzymsko- czy grekokatolicy, ale i także prawosławni (a tych akurat ostatnio jest najwięcej – wiadomo, to głównie Rosjanie i Ukraińcy, ale i również marynarze z krajów dawnej Jugosławii), i luteranie, i ewangelicy, protestanci czy członkowie kościoła anglikańskiego..? O wielu ateistach, którzy w ogóle jakichkolwiek tego typu świąt nie obchodzą, już nie wspominając…
Czy zatem możecie sobie wyobrazić naszą „świąteczną atmosferę”, gdy jest nas w danej chwili zaledwie kilku (a bywa i tak, że osoby kultywujące tradycję chrześcijańską podczas świąt są w załodze na przykład tylko dwie lub trzy!), prawie nigdy nie więcej..? A jeszcze w dodatku mając w tymże gronie zupełnie inne spojrzenia na przebieg tych świąt, sposób ich obchodzenia, rodzaj potraw, itd., itp.,..? A nawet i inne ich daty w kalendarzach - bo przecież dla nikogo z was nie jest tajemnicą, że prawosławni obchodzą swoje Boże Narodzenie całe dwa tygodnie później od nas w Polsce, czyli dopiero w Styczniu - jak więc można to wszystko razem „zgrać”, aby zawsze każdy z nas miał to, czego by naprawdę pragnął..?
No cóż, odpowiedź na to jest tylko jedna – niestety, ale to nie udaje się nigdy! Nigdy, i tyle… I to wcale nie dlatego, żeby się ktoś z nas o cokolwiek w takich chwilach wykłócał lub próbował swój własny sposób celebry innym narzucać – nie, to nie w tym rzecz. Chodzi bowiem głównie o to, że z reguły jest nas jednak zbyt mało, aby w ogóle coś na odpowiednio wysokim poziomie się udało. No owszem, wiele z tych „niechrześcijańskich” nacji również przy tej okazji w Christmas Eve sobie z chęcią poświętuje (zwłaszcza że przecież wówczas z reguły są dni wolne od pracy dla wszystkich, bez wyjątku, bez względu na czyjekolwiek wyznanie), ale… czy „to jest właśnie to”..? No chyba sami rozumiecie, że nie, prawda..?

No i jeszcze, rzecz najważniejsza. No przecież my wszyscy jesteśmy tam w pracy, a nie na jakichś wakacjach..! Mamy swoje wachty czy służby, z których z wiadomych względów zwolnić się nie można, to jest na statku po prostu niewykonalne. A zatem, nakreślony przeze mnie na kilku ostatnich stronicach obraz chyba nie jest zbyt optymistyczny, czyż nie..? Wesołych Świąt….
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020