BAR – Czarnogóra - Grudzień 2002
No to jesteśmy w… Barze. Nie w takim wprawdzie, gdzie niklowane dozowniki na pieniste napoje i porozstawiane po sali stoliczki, ale… Ech, chciałem teraz na poczekaniu wymyślić jakiś żarcik właśnie o tę nazwę „zahaczający”, lecz – no cóż – nie udało się. Jakoś poczucia humoru mi teraz zabrakło, weny również, więc czym prędzej powracam do tego naszego chińskiego ryżu.
Moi drodzy, wcześniej wspominałem, że do portów Morza Adriatyckiego przywieźliśmy z Szanghaju całookrętowy ładunek ryżu. Tymi pierwotnie ustalonymi portami, na które wystawione były wszelkie ładunkowe dokumenty, była Vlora w Albanii, Koper w Słowenii, bośniacki porcik Neum (tak, nie dziwcie się – Bośnia też ma dostęp do morza, właśnie w miejscu kantonu Neretwa, gdzie również leży Neum) oraz do wspomnianego w tytule czarnogórskiego Baru.
Kiedy jednak już do Europy dotarliśmy, to okazało się, że najpierw zawiniemy do Słowenii, do Kopru, w którym wyładujemy cały ryż przeznaczony do tych trzech kolejno powyżej wymienionych portów, natomiast jego kilkusettonową resztkę wyładujemy już beztranzytowo, czyli dokładnie w miejscu jego odbioru. Czyli w Barze.
No cóż, „przeszła mi więc koło nosa” okazja wizyty w Bośni – wielka szkoda – lecz przynajmniej do Czarnogóry jednak udało nam się zawitać. No tak, udało się, tylko że… cóż z tego, skoro wyładunek tej marnej resztki ryżu zajął tamtejszych stevedorom zaledwie kilkanaście godzin, podczas których nie miałem okazji, nie tylko że w ogóle wyjść do miasta na jakikolwiek spacerek, ale i nawet nie mogłem opuścić mojego biura! „Tyle się więc naoglądałem” Czarnogóry. Nawet na krótką chwileczkę nie byłem w stanie dotknąć stopą tutejszego lądu. Ale nic to, nie pierwszy to raz i nie ostatni…
Po ostatecznym wyładunku naszego chińskiego ryżu, mieliśmy jeszcze co nieco papierkowych „przebojów” związanych z jego jakością – to znaczy, z rozbieżnością jego klas, w które go zakwalifikowano w Chinach oraz w Słowenii i w Czarnogórze, ponieważ w żadnym razie się one nie pokrywały, co w całej rozciągłości udowodniono podczas kontroli jakości w Koprze. O tym już zresztą w rozdziale o Szanghaju wspominałem, przypomnę tylko, że chodziło oczywiście o to, że ryż nie był tak dobry jak go sami Chińczycy oceniali. Zauważcie proszę, że wcale żadnego słowa typu „kant”, „przewał” czy „oszustwo” nie użyłem, prawda..? Ale, ta sprawa akurat strony statku nie dotyczyła, więc my z ewentualnymi dalszymi „przepychankami” pomiędzy Załadowcą a Odbiorcami i tak nic wspólnego nie mieliśmy.
Wkrótce dokładnie nasz statek sklarowaliśmy i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem naszym celem było zachodnie wybrzeże Włoch…
louis