Geoblog.pl    louis    Podróże    Przewóz "podejrzanego" ładunku z Nowej Zelandii do Australii    Nowa Zelandia - Tauranga
Zwiń mapę
2019
08
sty

Nowa Zelandia - Tauranga

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Tauranga Harbour
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
TAURANGA – Nowa Zelandia - Czerwiec 2008

W porcie tym znaleźliśmy się po bardzo długim oceanicznym przelocie, płynąc wprost z Kanału Panamskiego. Liczyliśmy więc na kilka chwil w pełni zasłużonego odpoczynku, jakiegoś choćby krótkiego wytchnienia po tak czasochłonnej podróży, ale niestety zupełnie nic z tego nie wyszło. A to dlatego, że akurat tym razem ilość przeładowywanych tutaj kontenerów była niezbyt wielka – mieliśmy ich do samej Taurangi zaledwie sto kilkadziesiąt sztuk z Filadelfii i Savannah w USA oraz z brytyjskiego Tilbury, jak również jedynie kilkadziesiąt innych do wzięcia stąd do Australii. Między innymi kilka szczególnych (jak się później okazało) reeferów (czytaj; riferów), z zawartością jakiegoś ładunku mrożonego. I właśnie o te kilka sztuk mi chodzi, bo to akurat im zamierzam teraz poświęcić kilka następnych stron niniejszego tekstu.
Kiedy po zacumowaniu dostałem do ręki od naszego Plannera manifesty wszystkich ładowanych nam na pokład kontenerów chłodzonych (czyli reeferów, bo właśnie tak je „z angielska” nazywamy), to już od samego początku zorientowałem się, że jest w nich naprawdę coś szczególnego. A głównie z tego powodu, że od razu zaplanowano je załadować dopiero na trzecią i czwartą warstwę, zamiast na pierwszą lub drugą jak to jest w zwyczaju, nawet pomimo faktu, że miejsca w niższych partiach mieliśmy na to wystarczająco dużo.
Jednakże właśnie tak Załadowca sobie życzył – trzecia lub czwarta warstwa, i koniec. A to oznaczało, że w takim wypadku statek nie jest w ogóle odpowiedzialny za żadną kontrolę wskazań czujników nastawionej temperatury czy wentylacji, jako że tak wysoko nikomu z załogi wspinać się w celu dokonania odczytów nie wolno. Co więcej, natychmiast dostaliśmy – właśnie na te kilka sztuk reeferów – odpowiedni glejt z tych obowiązków nas zwalniający, więc… Wszystko było w porządku, nieprawdaż..?
No tak, z całą pewnością „prawdaż”, tylko że… dlaczego wobec tego koło tych kilku kontenerów zrobił się nagle taki dziwny ruch na kei w momencie ich podwiezienia pod nasz statek, tuż przed ich załadowaniem..? A pisząc „dziwny ruch”, miałem na myśli zupełnie przez nas nieoczekiwaną obecność przy tej operacji dwóch dodatkowych inspektorów, ubranych – uwaga! – w białe kitle i… noszących na twarzach bawełniane maseczki – dokładnie takie same jak te lekarskie, zasłaniające usta i nos i na zawiązanych z tyłu głowy tasiemkach. A zatem, tylko ktoś kompletnie głupi lub naiwny mógłby sądzić, że nie ma w tym fakcie niczego nadzwyczajnego – to przecież jasne.
Tak, jasne jak letnie słoneczko, bo przecież aż tak specyficznego rodzaju zabiegi przy zwykłych reeferach praktycznie rzecz biorąc nie zdarzają się nigdy, a więc… co? Cóż takiego specjalnego mogło się kryć w tych kilku czterdziestostopowych kontenerach, skoro wymagało to aż takiego dozoru ze strony jakichś… No właśnie, tak właściwie to kogo – lekarzy, laborantów, pracowników Nauki..?
Pognałem więc szybko do mojego biura, aby jeszcze raz dokładnie sprawdzić dostarczone mi niedawno manifesty – czy czasem czegoś nadspodziewanie ciekawego w nich nie przeoczyłem – ale nie. W papierach stało wyraźnie „refrigerated cargo” (ładunek mrożony) i nic a nic więcej. Co zresztą już i tak samo w sobie było dość dziwne, jako że z reguły zawartość takowych reeferów podaje się jednak dość dokładnie, na przykład „frozen fish” (mrożone ryby), „fruits” (owoce), „frozen meat” (mrożone mięso), kurczaki, warzywa, lekarstwa, słodycze, itd., itp., - gdy tymczasem tutaj… nic szczególnego. Tylko „ładunek mrożony”, i koniec.
Ciekawość mnie jednak aż do tego stopnia zżerała, że nie omieszkałem natychmiast udać się z pokładu na keję, ażeby osobiście tych dwóch gości w białych lekarskich fartuchach o to zapytać. I co..? Ano, odpowiedzieli mi, że… nawet najmniejszego pojęcia nie mają! Ot, kazano im tu przyjść i dokładnie przed załadunkiem sprawdzić stan kłódek i plomb na drzwiach oraz nastawy temperatur – i to wszystko. Co jest więc w środku tych „pudełek”, absolutnie nie wiedzą.
No cóż, skoro tak, to pozostawało nam jedynie owej zawartości się domyślać – a zatem, czy były to może jakieś szczepionki, lekarstwa czy też laboratoryjne próbki do jakichś niezwykle ważnych badań..? Na przykład groźne wirusy lub wściekłe bakterie przesyłane teraz drogą morską z Nowej Zelandii do Australii dla tamtejszych naukowców..? Czy też może jednak jakieś chemiczne substancje używane do produkcji czegoś bardzo ważnego – ot, choćby i jakiegoś groźnego rodzaju broni..? Albo… radioaktywne materiały, o których teraz „cicho sza”, aby broń Boże nikt z nas się o nich nie dowiedział..?
Takich właśnie przypuszczeń snuć można było oczywiście bardzo wiele, co tylko usłużna wyobraźnia by nam podpowiadała, jednakże zadeklarowany w papierach jednostkowy ciężar każdego z tych reeferów zdecydowanie takim domysłom przeczył, ponieważ wynosił on aż ponad 30 ton. No a tyle, żadne ewentualne próbówki lub fiolki z lekarstwami ważyć by nie mogły, choćby i nawet były ich tam całe tysiące. Czyli, do jasnej cholery, CO TAM W KOŃCU W ŚRODKU MOGŁO BYĆ..?!
No cóż, moi drodzy, oczywiście jeszcze teraz wam tego nie zdradzę, wciąż pozostawiając to waszej łaskawej domyślności, dopóki nie dojedziemy z tym tajemniczym towarem do pierwszego z naszych australijskich portów, do Sydney.
Póki co, pozostańcie więc jeszcze trochę w tej słodkiej niewiedzy. Ot, dokładnie w takiej samej, w jakiej wówczas przez kilka następnych dni pozostawałem ja – jak i również reszta naszej załogi. W dodatku jeszcze, mając te tajemnicze kontenery zasztauowane nieomal tuż pod naszymi nosami – na trzeciej i czwartej warstwie na pokładzie otwartym tej ładowni, która bezpośrednio przylegała do nadbudówki. A zatem stały one sobie dosłownie kilka metrów od okien mojej kabiny…
Opuszczamy Taurangę i udajemy się do Australii..

W tym pięknym porcie, z którego właśnie wyszliśmy, byłem w sumie kilka razy, ale jak już wspomniałem, na dokładniejszy jego opis oraz tego wszystkiego co było mi dane w nim w mych poprzednich wizytach przeżyć (na przykład wycieczkę do Rotorua, cudownej krainy gejzerów i kolebki Maorysów) przyjdzie czas kiedy indziej, bo przecież teraz – zgodnie z założeniem tegoż wątku – na razie zajmiemy się tylko i wyłącznie owym przedziwnym ładunkiem, który aktualnie mamy na burcie i na australijski ląd wieziemy.
Nasz przelot do Sydney trwał wtedy około trzy dni, kiedy to żeglowaliśmy przy przepięknej tropikalnej pogodzie przez wody Morza Tasmana – nieomal bez przerwy w niezwykle miłym towarzystwie, wielkich stad płynących równolegle z nami i nieustannie wyskakujących ponad powierzchnię wody delfinów – aby w końcu szczęśliwie dotrzeć do celu. Zatem, jesteśmy w Australii…
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020