Geoblog.pl    louis    Podróże    Niemcy - Bremen, Hamburg    Niemcy - Hamburg
Zwiń mapę
2019
28
sty

Niemcy - Hamburg

 
Niemcy
Niemcy, Hamburg
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
HAMBURG - NIEMCY

W tym wielkim porcie, co oczywiste, byłem już chyba „z milion razy”. Za tzw. „czasów PLO-wskich” zawijało się tutaj z reguły do tej części portu, gdzie znajdowały się nabrzeża o nazwie Rosshaven, więc tamto miejsce oraz jego okolice zdążyłem poznać dość dobrze, polubić je nawet, a i się z nim w pewnym sensie „zaprzyjaźnić”.
Tak, bo dla mnie niezwykle wówczas ważną sprawą była możliwość wybrania się po pracy gdzieś na jakiś dłuższy spacerek na łono przyrody, a akurat stamtąd – w przeciwieństwie do prawie całej reszty portu – było do takich miejsc stosunkowo niedaleko. Często więc z takiej sposobności korzystałem, obłażąc dokładnie całą okolicę, wszelkie jej możliwe zakątki odwiedzając. Ot, i w celach typowo krajoznawczych, i dla relaksu, i oczywiście dla sportu również, bo przecież wielokilometrowe wycieczki zawsze dla utrzymania formy są dobre, czyż nie..? Ba, wręcz zbawienne.
Niestety bardzo rzadko wówczas udawało mi się wybierać na takowe przechadzki w jakimś szerszym gronie kolegów, bowiem pośród ówczesnych załóg naszego polskiego Armatora chętnych do takich wypadów naprawdę było niewielu, jako że generalnie Hamburg zawsze był miejscem zakupów (głównie u tzw. „Żydów”, ale o tym nieco później), więc większość osób swój wolny czas właśnie na to poświęcała, jak najszybciej wybierając się do centrum miasta, natomiast na jakiekolwiek wycieczki już tego czasu z reguły moim współzałogantom nie wystarczało.
Ja jednakże zawsze starałem się jakoś te dwie sprawy pogodzić, bo mi po prostu przede wszystkim zależało na tym, aby nigdy niepotrzebnie nie zostawać na statku, jeśli tylko miałem taką możliwość, toteż każdą wolną chwilę z rozkoszą na takowe wypady wykorzystywałem. Zwłaszcza że – jak już podkreślałem – do okolicznych wioseczek z Rosshaven wcale aż tak daleko nie było.
To rzecz jasna dotyczy czasów „nieco już zamierzchłych”, albowiem obecnie te tereny są już niestety dość gęsto zabudowane. Po wielu znajdujących się tam niegdyś wioskach nie pozostało już prawie ani śladu, portowa infrastruktura żarłocznie pochłonęła już ostatnie rosnące tam laski oraz łąki, tak więc pozostały już tylko wspomnienia i… jednak w pewnym stopniu nawet i żal…
No cóż, nasz współczesny świat coraz bardziej się „cementuje” – zarówno w sensie metaforycznym, jak i też niestety w dosłownym. Gdzie bowiem nie spojrzeć, beton…
No tak, ale gdy się chciało wybrać do centrum Hamburga, to w takim wypadku najlepszą możliwością było oczywiście skorzystanie z transportu wodnego, bowiem po całym porcie kursują tam specjalne niewielkie stateczki (rzeczne tramwaje, wiadomo), dowożące pasażerów ze wszystkich zakątków portu do jednego głównego nabrzeża – do pomostu znajdującego się przy samym Landungsbrucken, czyli w samym sercu tego miasta. A stamtąd jest już bardzo blisko do nieomal każdego miejsca, które się chciało odwiedzić – i do wspomnianych „żydowskich sklepików”, i do słynnej dzielnicy rozrywki St.Pauli, jak i do wszelkich innych, z turystycznego punktu widzenia wartościowych lokalnych atrakcji.
O właśnie, skoro już do tego wątku dotarliśmy, to chyba już najwyższy czas, abym moją „wyliczankę” rozpoczął, prawda..? To znaczy, rozpoczął swoją chwalbę pod tytułem: „gdzie to ja tutaj nie bywałem i czegóż to na własne oczy nie zobaczyłem”, ma się rozumieć. Toteż przejdźmy wreszcie do rzeczy…
Jak zapewne wszyscy z was się doskonale orientują, główną atrakcją Hamburga – no i przede wszystkim najbardziej w świecie znaną, nie tylko marynarzom zresztą – jest część dzielnicy Altona o nazwie St.Pauli. Jest to bowiem miejsce rzeczywiście dość specyficzne, jako że właśnie tutaj rozlokowała się lwia część hamburskich rozrywek, począwszy rzecz jasna od wszelakich przybytków „cielesnych uciech”, poprzez rozmaitego typu kina i teatry, aż po sieć najróżnorodniejszych gastronomicznych lokali – od prostych tawern i barów, aż po luksusowe restauracje. Dla każdego coś miłego. I na każdą kieszeń oczywiście…
Główną częścią tej dzielnicy jest słynna (właśnie z tego powodu) ulica Reeperbahn, pełna nocnych lokali i klubów, natomiast jej „bijącym sercem” (o, ależ mi się metafora udała..!) jest niewielka jej przecznica, nazywana przez nas „zaułkiem za blachą”. A to rzecz jasna z tego powodu, iż jest ona przegrodzona w poprzek stalowym płotem, poza którym znajdują się te „najintymniejsze” miejsca tejże rozrywkowej dzielnicy – czyli, krótko mówiąc, rozmaite „lupanarki” wraz z oszklonymi wystawami, na których prezentują się „panienki” dosłownie jak wystawiony na widok publiczny towar w sklepie. Nic zatem, tylko chodzić sobie wzdłuż tych wystaw, oglądać, przebierać w „towarze” i… wybierać…
Nooo, toteż chodziło się tam w tę i we w tę, oglądało, czasami się jakiejś „piękności nocy” przez szybę pomachało, natomiast co do przebierania i wybierania… No cóż, chyba każdy z was zrozumie, że jest to przecież tematem „tabu”, więc żadnych dalszych szczegółów wypisywać tutaj nie będę. Ot, mogę jedynie zaznaczyć, że prawie za każdym pobytem w Hamburgu (mówimy oczywiście o tych „starych dobrych czasach”, a nie o teraźniejszości, bowiem teraz to nawet na keję zejść nie ma kiedy), jeśli tylko czas na to pozwalał, dla niemal wszystkich z nas wizyta na St.Pauli była „obowiązkowym punktem programu” – no choćby tylko na chwileczkę, aby na czymś fajnym przed powrotem na statek „oczko zawiesić”.
No i oczywiście – i tu wreszcie rozpoczynam nowy wątek – szło się tam dopiero po uprzednim załatwieniu wszelakich ważnych zakupów „u Żyda”, czyli w którymś ze sklepików o szumnej nazwie „Import-Export”. Ha, ależ to przepięknie brzmi, prawda..?
„Import-Export”, choć tak de facto były to z reguły zwykłe budy lub ciasne i cuchnące „sklepikowate nory”, w których zaopatrzyć się było można w jakieś „towarki biznesowe”, przeznaczone rzecz jasna na drobny handelek w portach, do których się aktualnie jechało lub też... do Polski. Tak, bo przecież któż z nas nie pamięta tych słynnych mohairowych sweterków albo całej gamy dżinsowego odzienia..?
Ot, był to zazwyczaj zwykły tandetny chłam, wszelkiego rodzaju towary, które zaradni marynarze zamieniali potem na dolarki, bo przecież to oczywiste (a hipokrytą być nie zamierzam, więc otwarcie o tym piszę), że „gdzieś w świecie” takowy handelek zawsze się opłacał. Szczegółów rzecz jasna podawać nie będę, wystarczy tylko, że będziecie wiedzieć o tym, iż takowe zjawisko kiedyś istniało – i było ono nawet dość powszechne.
Tego typu sklepy znajdowały się oczywiście nie tylko w Hamburgu (choć akurat tutaj było ich najwięcej), ale i również w innych większych portach, głównie w Rotterdamie, w Antwerpii czy w Dunkierce, a nawet – uwaga – w Singapurze, w Nowym Jorku oraz... w Hong Kongu. Dzisiaj pozostały już po nich jedynie same wspomnienia (i smród rzecz jasna także), poznikały już one bowiem raz na zawsze z pejzażu tych miast, zaś kamienice, w których się one mieściły, są już dziś z reguły pozajmowane przez... tzw. „kolorową emigrację” lub po prostu straszą wszystkich wokół swoim paskudnym wyglądem – pozabijanymi dechami oknami oraz obsypującymi się wręcz na potęgę tynkami ze ścian. Ot, pewna epoka minęła, więc dziwować się nie ma już czemu. Ale i żałować także nie ma czego...
No tak, a cóż jeszcze w Hamburgu dane mi było zobaczyć..? Otóż, znając moje podejście do wszelakich pozostałości z Historii, możecie się spodziewać, że kiedy tylko czas mi na to pozwalał, to oczywiście zaglądałem „to tu, to tam”, zwiedzając miejsca o znaczeniu zupełnie innym, aniżeli tylko wspomniane „Żydy i Reeperbahn”, prawda..? No i tak rzecz jasna bywało, bowiem będąc w tym porcie aż tak często, oczywistością jest, że udało mi się tutaj parę wartościowych rzeczy zobaczyć, o czym z radością, choć jednak w pewnym skrócie, wam poniżej doniosę. Zaczynam więc…
Na „pierwszy ogień” Muzeum Morskie. No, rzeczywiście niezłe. Niezbyt wprawdzie bogate, zupełnie bez porównania do tych z Londynu czy z Geteborga, ale jego zwiedzenie i tak dostarczało wiele niezapomnianych wrażeń. Szczegóły sobie podaruję, bo przecież nie będę wam podawał jakiejś listy znajdujących się tam eksponatów, no nie..? Ot, połaził sobie człek po nim i wszystko wzrokiem pożerał, mając przy tej okazji dość specyficzną lekcję marynarstwa. Wszak tradycja niemieckiej żeglugi również jest wcale bogata, więc obiektów przykuwających uwagę tam nie brakowało.
Zabytkowe kościoły… W tej dziedzinie niestety nie ma w Hamburgu niczego „wystrzałowego”. Czegoś na miarę na przykład Katedry w Antwerpii, ale kilka z nich jest jednak wartych odwiedzenia. Choćby kościół Św.Michała, będący całkiem niezłym przykładem bogatej architektury baroku, z ciekawym wnętrzem i kapliczkami.
Kościół Św.Piotra z kolei jest tutaj najważniejszym i jednocześnie najstarszym, budowano go już w XII wieku, choć prawdę mówiąc, niczym specjalnym się on jednak nie wyróżnia. Natomiast po innym kościele – mianowicie, Św.Mikołaja – pozostawiono tutaj celowo (potomnym ku przestrodze) ruiny zburzonej podczas II Wojny Światowej wieży, które stoją sobie tutaj przy placu Hopfenmarkt, strasząc kikutami swoich pokruszonych murów i wypalonych okien.
Ot, jest to po prostu swoistego rodzaju pomnik, który niestety… podobać się raczej nie może. No, przynajmniej nie mojej skromnej osobie, bo dla mnie te ruiny wydały się po prostu zwykłą… „pełną hipokryzji krzyczącą demonstracją”. No i są one po prostu już same w sobie bardzo brzydkie, i tyle. Jeżeli więc mają coś symbolizować, to oczywiście niechaj sobie dalej tam stoją, ale żeby się miało to rumowisko komukolwiek podobać..? Szczerze mówiąc, najzwyczajniej w świecie całą okolicę szpecą.
Historyczne centrum Hamburga położone jest blisko głównego dworca kolejowego, rozciągając się od placu o nazwie Gansemarkt, zaś jego główną arterią jest przerobiona już dziś na spacerową promenadę ulica Jungfernstieg. Spacerując nią miałoby się wrażenie pewnej „podróży w historię”, jako że stojące tutaj kamienice są w istocie przepiękne, gdyby nie… ogromna ilość znajdujących się tu eleganckich sklepów – zdaniem wielu znających się na rzeczy ekspertów jednak zbytnio wyeksponowanych, więc skutecznie historyczną atmosferę tejże dzielnicy przytłaczających.
No cóż, moim zdaniem owi spece mają świętą rację, bowiem nastrój w takim miejscu powinien być nacechowany pewnym spokojem, gdy tymczasem tutaj widzi się wciąż pośpiech, no i rzecz jasna nawet i hałasu tu nie brakuje. Poza tym nawet i znajdujące się tutaj uliczne knajpki są jak na charakter tego centrum chyba jednak zbyt nowoczesne, wydają się zupełnie „bezduszne i beznastrojowe”. Posiedziałem w kilku z nich, więc dobrze wiem.
Kudy zatem Hamburgowi pod tym względem do sąsiedniego Bremen, już o miastach w Holandii czy w Belgii nie wspominając. Ot, ma się nawet takie wrażenie, że akurat w tym miejscu kierujący odbudową zniszczonego podczas wojny centrum decydenci chyba jednak co nieco poszli z nowoczesnością za daleko. Zaznaczam jednak, że każdy zapewne ma w tej kwestii inne zdanie.
No i co jeszcze..? Ano, stara infrastruktura portowa. Rzeczywiście przepiękna, a co najważniejsze, prawie zupełnie nie skażona „ozdobnikami” z czasów współczesnych. Jest tu mnóstwo zabytkowych portowych magazynów, starych kamiennych mostków, pełno najprzeróżniejszych budynków z czerwonej cegły, lecz nade wszystko są tutaj w doskonałym stanie utrzymywane portowe kanały, a już zwłaszcza te, które znajdują się w samym centrum dzielnicy Altstadt, w pobliżu monumentalnej budowli miejskiego Ratusza.
O właśnie – ten Ratusz. To jest z całą pewnością „sztandarowy” zabytek Hamburga. Nie jest on wprawdzie zbytnio stary, otwarto go bowiem dopiero w roku 1897, odbudowując go na ruinach poprzedniego, który spłonął ponad pół wieku wcześniej, ale za to zdecydowanie się swoją piękną architekturą wyróżnia. Jest dość bogato zdobiony, a w dodatku przed jego frontonem stoi długi szereg niezwykle atrakcyjnie dla oka prezentujących się pomników niemieckich cesarzy. Co najważniejsze jednak, są to posągi bardzo starannie wykonane, niemające zatem niczego wspólnego z kiczem, więc już tym bardziej z tandetą. No, akurat to się hamburczykom udało…
Jeszcze tylko, tak dla podsumowania niniejszego rozdziału, wspomnę o pewnym drobnym szczególe, który niegdyś był dość osobliwym, choć jednocześnie i całkiem sympatycznym akcentem każdej wizyty w tym porcie.
Chodzi mianowicie o to, iż żeglując w górę rzeki Łaby, kiedy już osiągało się rogatki Hamburga, to w niewielkiej miejscowości Wedel prawie każdy przepływający obok niej statek był witany… granym w jednym z tamtejszych domów na wzgórzu hymnem swojego kraju! To znaczy, kiedy mijał ten dom statek polski, to oczywiście słyszało się wyraźnie Mazurka Dąbrowskiego, kiedy przepływał tamtędy na przykład jakiś Włoch, to oczywiście grano mu hymn włoski, Francuzowi Marsyliankę, itd.
Cóż, tradycja ta była pełnym życzliwości pokłonem ze strony gospodarzy wobec przybywających tutaj statków, jednakże już dzisiaj tego zwyczaju nie ma, zaniechano tego zresztą już dość dawno, odkąd z mórz i oceanów świata masowo poczęły znikać narodowe bandery, będące gremialnie zastępowane banderami tzw. „tanimi”, które skutecznie te państwowe wyparły.
Tradycja ta zatem całkowicie zanikła, bo przecież oczywistością jest, że nie będą z tego domu nadawać wciąż w kółko hymnów zaledwie kilku krajów świata! Wszakże obecnie brzmiałyby już tylko na przemian hymny Liberii oraz Panamy, jedynie od czasu do czasu „przetykane” hymnami z „jakichś tam innych” Wysp Marshalla lub Bahamów, po cóż więc byłoby takowy zwyczaj utrzymywać..?
Toż to najzwyklejszy nonsens, a już zwłaszcza dlatego, że przecież na takich niby liberyjskich czy panamskich statkach i tak absolutnie żadnych obywateli z tych właśnie krajów nie ma. Dlatego też stało się tak, jak się stać musiało – Wedel zamilkł na dobre i już zapewne nigdy więcej do tej tradycji nie powróci. A szkoda, bo ona w istocie była pomysłem wręcz prześwietnym, wiadomo...

No i to by było na tyle, moi drodzy… Hamburg mamy więc już „zaliczony”, toteż czym prędzej go opuszczamy, udając się w dalszą podróż…
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020