A może by teraz nieco fotografii z codziennego życia statku, zgoda..? Typową Wiedzą Okrętową poniższe obrazki wprawdzie nie są, to jasne, ale może dadzą one chociaż jako takie wyobrażenie, jak w ogóle niektóre sprawy na typowym statku handlowym wyglądają. Czyli, jak mniej więcej przebiegają alarmy ćwiczebne, jak wyglądają cumownicze liny, mieszkalne kabiny, mesy, pokłady, itd., itp.…
Ot, taki sobie krótki „fotograficzny spacerek” po statku, OK..? Bo, jak podejrzewam, chyba jednak mało kto z Was takie szczegóły z marynarskiego życia kiedykolwiek na własne oczy widział. Popatrzmy więc, bo może kogoś to rzeczywiście zainteresuje…
Fotki 1 do 25 – Jesteśmy tuż u wybrzeży przepięknej australijskiej wyspy Norfolk (dlatego tytułem tegoż podrozdzialiku jest właśnie ta australijska wyspa). Ćwiczebny alarm szalupowy (tzw. boat drill) zgodnie z przepisami musi być na statku handlowym przeprowadzany co najmniej raz w miesiącu, natomiast przynajmniej raz na trzy miesiące powinna być jedna z szalup spuszczana na wodę i odczepiana z haków tak, aby można było przeprowadzić ćwiczenia w jej manewrowaniu po powierzchni morza.
Takie odstępy czasowe wydają się dla laików zupełnie wystarczające, każdy mógłby sądzić, że zadośćuczynienie tym regulaminowym wymogom jest łatwe (bo aż miesiąc, bo aż trzy miesiące, itd.,), ale we współczesnej żegludze sprostanie temu jest niestety naprawdę dość trudne jeśli statek obsługuje taką linię żeglugową, gdzie z uwagi na częste sztormy spuszczanie szalupy wprost na wodę jest po prostu niemożliwe, już nawet nie wspominając o jej odhaczaniu i manewrowaniu wśród wzburzonego morza.
Wykorzystuje się zatem ku temu wszelkie możliwe okazje – czyli, na przykład kiedy jest akurat bezwietrznie, a powierzchnia morza jest jak „jeziorko”, lub gdy jest możliwość schowania się na tę godzinkę-dwie za jakąś wysepką, aby od silniejszego wiatru się osłonić i uniknąć zbyt wysokiego falowania.
Tyle gwoli wyjaśnienia… Na zdjęciach nasz alarm szalupowy w drodze z Nowej Zelandii na północ w kierunku Nowej Gwinei, kiedy to w celu spuszczania obu naszych szalup schowaliśmy się u południowego wybrzeża Norfolk w pobliżu Kingston.
Fotki 26 i 27 – czy domyślacie się, do czego może służyć ten wielki pełen wody żółty wór oraz ten rządek, również pełnych wody, dużych wiaderek..? To oczywiście typowe wyposażenie inspektorów od sprawdzania wytrzymałości trapów, żurawików szalupowych, itd., itp. Te ciężary bowiem stawia się w żądanym miejscu (na przykład wprost na trapie lub w szalupie) i… czeka się na ewentualne zerwanie się którejś z lin. Czyli, taki „loading test” jest wtedy dobry, dający podstawę do wypisania odpowiedniego certyfikatu, kiedy… nic się nie zerwie, i już..! Bo niestety, ale żadnych urządzeń mierzących wytrzymałość lin się po prostu nie stosuje. No cóż…
Fotki 28 do 32 – Tak mniej więcej wyglądał wyładunek kontenerów własnym statkowym dźwigiem na barki na redzie małego porciku Nosy Be na Madagaskarze. Przy okazji dwa kadry z łódką, na której handlarze przywozili nam owoce, jakieś figureczki, maski, itd.
Fotki 33 i 34 – ot, taka sobie mała ciekawostka. Wyładowywany z naszego statku w Jakarcie kontener z zawartością czajników, termosów, dzbanków i jakichś innych… szklanych (!) wyrobów zrobił sobie „fik” i stanął dęba. Zerwał się jeden ze slingów, więc niestety straty w szkle musiały być dość poważne, bo słychać było wtedy brzęk jak wystrzał z armaty!
Fotka 35 – tak wyglądają z reguły śmietniki na większości statków. Pojemniki na każdą konkretną klasę śmieci muszą mieć odpowiedni kolor, pojemność i koniecznie szczelne przykrycie. Bez tego statek może być przez portowych urzędników aresztowany! Tak, aresztowany, to nie żart.
Fotka 36 – tak mniej więcej wygląda miejsce pracy Starszego Oficera w Biurze Pokładowym na współczesnym kontenerowcu. Tu akurat jest tylko komputer ładunkowy, ale obok zazwyczaj jest jeszcze panel balastowy. No i w takim miejscu spędza się nierzadko średnio po 16-18 godzin dziennie! Na szczęście wnusio na tapecie pomaga…
louis