Wiem wiem, jakość tych zdjęć jest po prostu koszmarna, ale najważniejsze, że w ogóle jeszcze coś na nich widać. To są takie „kadry” z filmów video, które tam nakręcaliśmy, w dodatku „pstrykane” wprost z ekranu telewizora podczas ich odtwarzania. Filmiki pochodzą z początku lat 90-tych, realizowane starymi kamerami, więc to oczywiste, że już one same jakościowo muszą być fatalne, a jeszcze na dokładkę robione z nich zdjęcia… Ech… Wiadomo więc, co to musiało dać za efekt.
Ale nic to… Jak się ma tylko to pod ręką…
Staliśmy kiedyś w niewielkiej zatoczce w pobliżu miasteczka Grenville na Grenadzie. Czekaliśmy wtedy na nowe dyspozycje z naszego armatorskiego biura, a w międzyczasie tradycyjnie zajmowaliśmy się wędkowaniem. Na zdjęciach zatem nieco naszych ówczesnych zdobyczy. Marne bo marne, ale chociaż coś…
Te ryby z takim charakterystycznym „trampkiem” nad głową to oczywiście podnawki, a owe wspomniane „trampki” to oczywiście przyssawki, dzięki którym ten gatunek ryby potrafi podróżować sobie „na gapę”, będąc uczepionym ciała jakiegoś dużo większego morskiego stwora, głównie rzecz jasna jakiegoś rekina czy walenia, który „zawiezie” takiego cwaniaczka tam, gdzie sam dotrzeć by nie dał rady. Niezły patent, no nie?
No i muszę jeszcze wam donieść, że mięso tych podnawek jest w istocie bardzo smaczne. Trochę tłustawe, prawie jak halibuta, ale i tak dobre.
Natomiast tą drugą, dość mocno uzębioną drapieżną rybką jest najprawdopodobniej jakaś odmiana barrakudy. Piszę „najprawdopodobniej”, bo pewności nie mam, wówczas też jej nie mieliśmy, ale smakowita to ona również była. Mniammm…
louis