Geoblog.pl    louis    Podróże    Brazylia - Rio de Janeiro    Brazylia - Rio de Janeiro-4
Zwiń mapę
2018
20
sie

Brazylia - Rio de Janeiro-4

 
Brazylia
Brazylia, Rio de Janeiro
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Zatem „zwiedzania” tego statku ciąg dalszy...

Co dalej..? Radar; raz działał a raz nie, jak mu się akurat "spodobało". Ale jeśli już działał, to i tak jego wykrywczość pozostawiała wiele do życzenia. Po prostu złom… UKF-ki; całkiem niezłe, ale z kolei ich anteny były zupełnie "do kitu", tak więc zasięg był bardzo mocno zredukowany, do zaledwie kilku mil. Publikacje; na szczęście wszystkie locje, spisy świateł, tablice pływów, rocznik astronomiczny, identyfikator gwiazd, itd., były w jak najlepszym porządku. Przyszły one zresztą razem z ową dostawą map, tak więc cały komplet był nowy i świeży.
Sekstant; istna rewelacja..! Uwaga, proszę się skupić, bo to naprawdę ciekawe - było na nim napisane; "Made in Poland 1941"..! 1941 rok..? Przecież był to czas wojny, a w jakiej wówczas sytuacji była Polska, to chyba nie muszę dodawać, prawda..? Jak więc to w ogóle możliwe..? Sam fakt, że akurat tutaj, na drugim końcu świata, trafił się taki specyficzny polski produkt, to raczej specjalnie nie dziwi. Ktoś go mógł kiedyś na jakimś polskim statku "przehandlować", ale że był tam tenże 1941 rok..? Do dzisiaj nie mogę tego pojąć, ale może po prostu tylko dlatego, iż nigdy się tym nie zainteresowałem i nie próbowałem później tego w żaden sposób dociekać. Zaś jakość tego instrumentu..? No cóż, to już lepiej pominę milczeniem…
A teraz parę słów także o innych, nie związanych już z Maszynownią ani z Mostkiem urządzeniach. A właściwie, ściślej mówiąc - nie o nich samych, ale o instrukcjach, które im towarzyszyły, a które to znajdowały się w specjalnych ramkach, powywieszanych tuż obok każdego z tych urządzeń, którego akurat dotyczyły.
Wszystkie instrukcje były w języku portugalskim, to jasne. Ale nie to jest w tym wszystkim najbardziej istotne. Najciekawszą bowiem sprawą było zupełnie co innego, a mianowicie fizyczny stan owych papierowych, oprawionych w ramki i schowanych za szybkami (zupełnie tak samo jak obrazki) tychże instrukcji. Spotkałem się bowiem wówczas ze zjawiskiem, którego nigdy przedtem, ani potem, aż do tej pory nawet, nie doświadczyłem. Coś niesamowitego..!
Wyobraźmy więc sobie; wisi na szocie (czyli ścianie) jakaś bardzo stara instrukcja dotycząca obsługi znajdującego się tuż obok urządzenia - ot, na przykład wentylatora. Papier, tak pożółkły już zresztą ze starości jakby był co najmniej kilkusetletnim dokumentem muzealnym, jest oprawiony w drewnianą ramkę, w której zamocowana jest od wewnątrz szklana szybka, spoza której właśnie ową instrukcję widać.
Czyli, tak jak wspomniałem powyżej, wszystko razem wyglądało dokładnie tak jak obrazek. Opisy obsługi wszelkich urządzeń na statku w obecnych czasach muszą już być (w myśl odpowiednich przepisów rzecz jasna, bo jest to już przez międzynarodowe instytucje żeglugowe prawnie uregulowane) w języku angielskim oraz w języku członków załogi, jeśli akurat taka konieczność w ogóle zachodzi. W wypadku gdy załoga jest mieszana (u nas było wówczas 9 Polaków, 13 Filipińczyków, 1 Indonezyjczyk i 1 Malaj) wymaganym (bezwzględnie!) tzw. "command language" jest angielski. Trzeba więc było wszystkie (dosłownie wszystkie!) opisy czegokolwiek na statku przetłumaczyć z języka portugalskiego. No tak, łatwo powiedzieć, wymagania są, tylko że nikt z nas portugalskiego przecież nie znał.
Ale trzeba było sobie przecież jakoś poradzić, to musiało być zrobione i tyle. Każdy zatem w swoim dziale prędzej czy później i tak musiał się za to zabrać. Na szczęście czasu mieliśmy wystarczająco dużo (z tym akurat problemów najmniejszych nie było), no i przecież większość urządzeń także była nam znana - w końcu to nasz zawód, tak więc aż tak całkiem „w ciemno” nie działaliśmy - można więc było bazując na swej dotychczasowej wiedzy powypisywać co niektóre nowe instrukcje, jedynie wzorując się na tych, które pozostały jeszcze po Brazylijczykach, a znajdujących się w owych, opisanych już powyżej ramkach.
Poza tym, znając choć trochę język hiszpański dzięki podobieństwu pisowni wielu wyrazów niemało rzeczy można się było domyślić i "wykoncypować" jakoś ich (tzn. tych instrukcji) angielskie odpowiedniki. Było tego w istocie dość dużo, jednakże praca ta nie była niewykonalna. Zatem zabieram się za owe tłumaczenie i sięgam po pierwszą z nich, przyśrubowaną do jakiegoś panelu na mostku. Był to bodajże opis obsługi żyropilota. Odkręcam ów "obrazek", zdejmuję go z powierzchni, na której był zawieszony, obracam go, chcę wyciągnąć zeń tę starą, niesamowicie już pożółkłą kartkę, gdy nagle….
Co jest..?! Nie ma jej..!!! Zniknęła..! No przecież, do diaska, dopiero co ją tu widziałem! Obracam więc ramkę raz jeszcze, ażeby spojrzeć przez szybkę od frontu czy po prostu zwyczajnie jej nie przeoczyłem i… nie ma..! I tu właśnie dochodzę do sedna – czegoś takiego jeszcze nigdy w życiu nie widziałem..! Kartka zniknęła, bowiem z chwilą jej dotknięcia w okamgnieniu zamieniła się w proch..! Autentycznie - rozsypała sie w proch..! Nie w żadne kawałeczki czy też rozpadające się ze starości strzępki papieru, ale (dokładnie..!) w proch..!
I stąd właśnie to moje pierwsze wrażenie o jej zniknięciu. Dopóki owe instrukcje wisiały sobie niedotykane i nieporuszane od wielu lat nic z tymże papierem się nie działo, ot, zżółkł sobie jedynie ze starości, i tyle. I nawet znajdujący się na nim tekst był jeszcze całkiem nieźle czytelny. Jednakże specyficzny mikroklimat, który wytworzył się na tym statku wskutek jego ponadrocznego podtopienia, a co za tym idzie wzrostu wilgotności we wszystkich pomieszczeniach, musiał spowodować, że struktura tegoż papieru uległa takiej destrukcji, iż trzymała się "w kupie" jedynie dzięki sztywności jego oprawy, czyli tej właśnie obramowanej szybki. Tak przynajmniej próbowałem to sobie wówczas wytłumaczyć. Coś niespotykanego!
Biorę się więc za następny taki "obrazek", ale teraz już rozmyślnie, w sposób jak najostrożniejszy dotykam (dosłownie jedynie opuszkiem palca) papierowej kartki tak, aby mieć ją jednocześnie cały czas "na oku". I co..? Zniknęła..! W okamgnieniu..! Rozsypała się (dosłownie..!) w proch..! Zamieniła się w jedynie maleńką kupkę żółtawego pyłu.
Tym razem jednak zdążyłem zobaczyć jak tenże proces przebiegał. Stało się to wręcz niewiarygodnie szybko..! A rozpad tejże kartki następował jednocześnie na całej jej powierzchni, a nie tylko w miejscu jej dotknięcia. Ciekawe, prawda..? Przynajmniej dla mnie, bo dla speców od Chemii czy też Fizyki, jak podejrzewam, takie zjawisko musi być z pewnością znane.
Potem oczywiście przyjąłem już inną metodę na "produkcję" nowych wywieszek. Najpierw, nie tykając jeszcze tej wiszącej starej instrukcji, tworzyłem nowy angielski tekst, a potem dopiero zdejmowałem ramkę z szotu i wstawiałem w nią nowe kartki. Ale uprzednio rzecz jasna "bawiłem się w czary-mary", w znikanie każdego kolejnego starego papierka i wierzcie mi - wszystkie zachowywały się tak samo..! Muszę zresztą przyznać, że było to dla mnie nie tylko świetną zabawą (ufff, radocha dosłownie jak dla dzieciaka), ale i także bardzo ciekawym życiowym doświadczeniem. Bo naprawdę warto było coś takiego zobaczyć na własne oczy… Ufff… Sądzę, że mogę już na tym (wreszcie!) zakończyć opis naszego wstępnego "rozglądania się" po statku. I obiecuję, że nigdy więcej nie będę już nikogo zanudzał takimi elaboratami na tematy nie związane bezpośrednio z jakimiś konkretnymi wydarzeniami, a jedynie z opisami miejsca mojej pracy. Bo kogóż to właściwie może obchodzić, prawda..? Przecież liczą się przygody i przeżycia, a nie aż tak długaśny opis statku! Czyż nie..?
Tak więc ten jeden jedyny (mam nadzieję) raz proszę mi jeszcze wybaczyć, potraktujmy to jako wyjątek, a później zajmę się już tylko tym, co się w moich podróżach wydarzyło, nie zaś szczegółowymi opisami na przykład kuchni gazowej, toalet czy też zawartości szafy w mojej kabinie. Też mi tematy..!
No cóż, rozpisałem się ponad miarę - przyznaję, "rozpędziłem się" zupełnie niepotrzebnie - ale więcej już tego robić nie będę, obiecuję… Chociaż, tak po prawdzie, zważywszy na moje gadulstwo oraz znając przecież swoją przewrotną naturę nie byłbym tego aż tak całkiem pewien. Jednakże jeszcze raz obiecuję - przynajmniej będę się starał. Bo sam już widzę, iż "zdrowo" przesadziłem, a przecież czas już chyba najwyższy, abym zabrał się wreszcie za coś sensowniejszego. Przecież jesteśmy w Rio de Janeiro!!! W najsłynniejszym miejscu Ameryki Południowej, a ja... opisuję statek..!? Toż to poniekąd zakrawa na kpiny... Ruszajmy zatem "w miasto"…

O właśnie, wreszcie dochodzimy do sedna naszej wizyty w Brazyli. Wszak Rio czeka..!
Ale wizyta w tym mieście będzie oczywiście dopiero w odcinku następnym...
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020