Geoblog.pl    louis    Podróże    Brazylia - Rio de Janeiro    Brazylia - Rio de Janeiro-5
Zwiń mapę
2018
20
sie

Brazylia - Rio de Janeiro-5

 
Brazylia
Brazylia, Rio de Janeiro
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
No więc jak..? Gotowi jesteście na wizytę w Rio..? Zatem do dzieła...

Pomimo dużego zakresu prac stoczniowych znajdowaliśmy jednak czas na wypady do miasta. Do Rio zabierała nas ze statku ta sama "pyrkająca" motoróweczka, która nas tu na kotwicowisko przywiozła. Agent zjawiał się na redzie przynajmniej raz w tygodniu, więc kto tylko akurat był wolny zabierał się z nim na ląd. Nie muszę chyba dodawać, iż chętnych nie brakowało nigdy, w końcu - było nie było - Rio de Janeiro to jeden z najbardziej atrakcyjnych zakątków naszego globu, grzechem więc byłoby nie korzystać z takich okazji. Zwłaszcza że za ten transport w ogóle nie musieliśmy nic płacić. (To może jednak ta Agencja nie była aż taka zła..?)
Wybierałem się do miasta rzecz jasna także i ja - byłem tam w sumie ze cztery, może pięć razy, ale sądzę, iż opisywanie każdego z takich kolejnych wypadów na ląd zupełnie mijałoby się z celem. W końcu to moje niniejsze "dzieło" to nie pamiętnik, prawda..? Po co więc tworzyć kronikę wydarzeń? Zbiorę zatem to wszystko raczej "do kupki" i wyobraźmy sobie, że wszystko to, co będzie opisane poniżej, wydarzyło się jednego dnia. Tak chyba będzie lepiej, prawda..?
Zwłaszcza że wówczas, podczas wszystkich moich wizyt w tym mieście nie wydarzyło się nic spektakularnego, takiego naprawdę wartego większej uwagi, a poza tym, szczerze mówiąc, nawet nie pamiętam kolejności odwiedzania przeze mnie różnych miejsc. Czy np. na "Sambodromie" byłem za pierwszym a na Corcovado za drugim razem, czy może też było to akurat odwrotnie..? No nie wiem, po prostu tego już nie pamiętam, ot co. Zatem decyzja zapadła - zaczynam…
Nasza "kochana" motoróweczka podwozi nas powolutku, "pryk, pryk, pryk…", do starego, przegniłego już pirsu gdzieś na obrzeżach właściwego portu. Na szczęście zbytnio daleko do centrum miasta stamtąd nie było. Umawialiśmy się z tym bosonogim obdartusem ("kierowcą" motorówki) na konkretną godzinę naszego powrotu i ruszaliśmy "w miasto". Zazwyczaj czasu na dokładne "zdeptywanie" miasta nieco brakowało, ale za każdym razem obieraliśmy inny kierunek, więc w efekcie zebrało się to wszystko jakoś "do kupki" i mogę powiedzieć, że Rio de Janeiro mam "zaliczone" w całkiem przyzwoitym procencie. W każdym bądź razie niemalże wszystkie najważniejsze miejsca Rio udało nam się odwiedzić. Za wyjątkiem niestety jednego (czego do dziś zresztą nie mogę sobie darować) - Stadionu Maracana..! Szkoda, jednakże i tak go widziałem, ale z pewnej odległości i z góry, ale o tym nieco później…
Dzielnica znajdująca się w bezpośrednim sąsiedztwie portu jest, delikatnie mówiąc, mocno zaniedbana. Nie są to oczywiście znane już na całym świecie tzw. favele (czyli, krótko mówiąc, slumsy), bo akurat one znajdują się na obrzeżach metropolii, ale i tak jej widok może bardzo skutecznie zniechęcić do ponownych odwiedzin tego miasta. I to pomimo jego, całkowicie mu zresztą należnej sławy. Dzielnica ta bowiem jest szalenie niebezpieczna. Napady, kradzieże, rozboje (nawet te z bronią w ręku!) są tu niemal na porządku dziennym. Wokół aż roi się od wszelkiej maści podejrzanych typków, grupek rozwydrzonej młodzieży, ogromnie natrętnych wyrostków i - co jest widokiem dla każdego przyjezdnego najbardziej przykrym - mieszkających wprost na ulicy w wielkich kartonach, np. po telewizorach, biedaków, a głównie… małych dzieci..!
Tak, właśnie tak – ilość tych małych, bezdomnych dzieciaków oraz ich widok jest wprost przerażający. I tak smutny, że czasami aż niemożliwym stawało się przejście tuż obok nich w sposób, ot, tak po prostu obojętny… Za każdym razem zresztą kiedy mijałem tę dzielnicę i te gnieżdżące się w kartonowych pudłach dzieciaki ogarniał mnie cały wachlarz niemożliwych wówczas do uniknięcia uczuć – od wzruszenia i współczucia, poprzez bezsilną złość i oburzenie na ten niesprawiedliwy świat, aż po wstyd i obrzydzenie. Osobom wrażliwym nie uda się tam po prostu nie zwracać, tak w ogóle, uwagi na aż tak wielkie upodlenie ludzkiej istoty. Naprawdę, tych widoków nie da się tak łatwo wymazać z pamięci…
No tak, ale takim osobom jak ja, czyli marynarzom, dana jest od losu ta możliwość zetknięcia się z takimi widokami, bowiem do wielu miejsc na świecie zaglądamy od strony portu, czyli "od kuchni", wielu innym przybyszom natomiast (praktycznie rzecz biorąc zdecydowanej większości) takie okazje się nie przydarzają, bo zjawiają się tutaj zazwyczaj od tej lepszej (czyli "normalnej") strony. Głównie więc, jeśli chodzi o przybywających tu turystów, od strony lotniska albo pasażerskiego dworca morskiego, który znajduje się w dalszej części tejże aglomeracji.
Prawdę mówiąc, po tylu latach nie za bardzo już pamiętam topografię Rio, nie jestem więc w stanie dokładnie określić położenia co niektórych obiektów, także i tego nieszczęsnego kwartału miasta, ale wspomniałem już na wstępie - moje „Wspominki” to nie przewodnik turystyczny, mam więc prawo pewnych rzeczy już nie pamiętać, czyż nie? Napiszę jedynie, iż za każdym razem pokonywaliśmy tę dzielnicę autentycznie z duszą na ramieniu i rzecz jasna w większej grupie osób, jednakże niestety nie zdarzyło się ani razu – uwaga – żeby nas ktoś nie zaczepiał..!
Cóż, zazwyczaj były to jakieś namolne nagabywania, o cokolwiek, i nawet pomimo faktu, że przecież zawsze dla bezpieczeństwa trzymaliśmy się razem, w grupce, to i tak nigdy nie brakowało chętnych do zaczepiania nas pod byle pretekstem, żebrząc np. o papierosy czy też o parę grosików. Jednakże, na szczęście, nie doszło nigdy do żadnego poważnego na nas napadu. Na nas, tzn. na Polaków, gdyż w wypadku wychodzących na miasto naszych Filipków niestety to się zdarzyło.
Wprawdzie tylko (a może jednak "aż"..?) dwa razy, ale jednak. Za pierwszym razem jednemu z Oilerów (Motorzystów) przystawiono nóż do gardła i "oskubano" go z zegarka i paru cennych drobiazgów (w tym także i butów!), za drugim razem zaś była to jedynie zbiorowa "przepychanka” z grupką miejscowego "kwiata młodzieży", kiedy nasi Filipińczycy wracali, mocno już zresztą podchmieleni, z wizyty w pobliskim barze. Dostało im się wtedy parę "zdrowych" kopniaków i guzów na głowach ale, kto wie… Może sami to nawet sprowokowali..? Kiedy bowiem "golną" sobie co nieco stają się czasami bardzo zaczepni i "bohaterscy". O innych takich przypadkach (jeżeli w ogóle jeszcze takowe były) nie wiem, ale sądzę, że i tak już wystarczy tego rodzaju wrażeń, prawda..?
Po sforsowaniu tejże dzielnicy wchodziło się już w zupełnie inny, ten "lepszy świat". Najpierw mijało się całkiem przyzwoitą dzielnicę Flamengo-Catete, a potem docierało się już do Botafogo, w okolicy której znajdują się przesłynne plaże; Ipanema i Copacabana. Plaże te są w istocie wprost rewelacyjne..! To tam właśnie jest to prawdziwe, znane w całym świecie Rio de Janeiro..! Oj tak, są to bowiem prawdziwie boskie widoki..! Niezaprzeczalnie…
Posiedzieliśmy sobie tam kilkakrotnie bezpośrednio na rozgrzanym piasku (pomimo Sierpnia, który na półkuli południowej jest przecież miesiącem zimowym!), pośród niezliczonej wręcz ilości wygrzewających się w słońcu młodych ciał, właściwie we wszelkich możliwych kolorach skóry. A także, co chyba w tym wszystkim jest jednak najciekawsze, pośród dość sporej liczby towarzyszek plażowania występujących jedynie w stroju "topless". Tak, te plaże naprawdę mają swój urok. Można nawet rzec, iż to istny raj na ziemi (to znaczy, zależy jak kto pojmuje definicję słowa "Raj", to jasne…)
Przyznam jednak – co z pewnością was nieco zaskoczy - że dla mnie osobiście bardziej do gustu przypadła Ipanema, jest moim zdaniem znacznie ładniejsza od Copacabany, nie idzie to jednak w parze z ich popularnością. Na świecie bowiem zna się tak naprawdę jedynie nazwę Copacabana, czyż nie..? Bo któż z was kiedykolwiek słyszał może o nazwie Ipanema? Ot, przynajmniej w kontekście owego „raju”, o którym powyżej wspomniałem..?
No i ta wszędobylska siatkówka. Dosłownie co krok, na owych plażach właśnie, widzi się grupki młodzieży grające w "siatę" - i to na jakim poziomie..! Aż przyjemnie było popatrzeć (lecz broń Boże się do nich przyłączać, bo o kompromitację nietrudno, niestety) zwłaszcza że owe widoki nijak się miały do naszych rodzimych nadbałtyckich "siatkarskich kółeczek", w których "odbijacze" piłek (najczęściej ze sporych rozmiarów „mięśniami piwnymi”) swą grą najskuteczniej jak mogą przeszkadzają wszystkim leżącym dookoła i próbującym odpocząć plażowiczom. Nic więc dziwnego, że Brazylia (obok piłki nożnej, rzecz jasna) jest światową potęgą w tej dyscyplinie sportu i wielokrotnym mistrzem olimpijskim i świata...
A teraz - Pao de Acucar, czyli Głowa Cukru. Niestety, byłem w jej pobliżu aż dwa razy, wspiąłem się nawet na wzgórze Mor. da Urca, z którego wyrusza się na szczyt Głowy Cukru przepiękną linową kolejką, ale na taką przejażdżkę „załapać” mi się nigdy nie udało. Ktoś, kto choćby raz widział na własne oczy te gigantyczne kolejki ludzi chcących w Zakopanem wjechać kablowym wagonikiem na Kasprowy Wierch dokładnie wie o czym mówię. To nie wymaga wyjaśnień. W dodatku Sierpień jest tutaj przecież miesiącem posezonowym, wykorzystywanym zatem na wszelkie możliwe naprawy, remonty czy konserwacje i akurat wówczas takie rzeczy miały miejsce. Stąd chyba właśnie te nieprzebrane tłumy czekających turystów - prawdopodobnie z powodu mniejszej częstotliwości kursowania kolejek.
Mnie natomiast na taką stratę czasu oczekiwania w długim jak wąż ogonku chętnych do wjazdu na górę po prostu stać nie było. Zawsze przecież byliśmy umówieni na określoną godzinę z naszą motoróweczką czekającą w porcie i nie udałoby się nam zmieścić w limicie czasu. A szkoda. I nie pamiętam nawet ile za taką podróż się płaciło…
Zupełnie inaczej natomiast było z wjazdem na Pico do Corcovado, szczyt, na którym znajduje się słynna na cały świat Statua Chrystusa. O, to jest dopiero przeżycie..! Wybraliśmy się tam we trzech - ja, któryś z Mechaników i (chyba?) Elektryk (ależ ta ludzka pamięć jest czasem zawodna). Gdy podeszliśmy pod samą podstawę góry już było widać, iż jest ona wprost imponująca. To przecież aż 740 metrów nad poziom morza..! (Głowa Cukru ma tych metrów "zaledwie" 395). I to w odległości niewiele większej niż trzy kilometry od plaży, czyli od tegoż morza właśnie! Ogromna wprost różnica poziomów! Tak dla porównania; to niemalże tyle samo co z Morskiego Oka na Rysy..!
Nie wspinaliśmy się tam rzecz jasna – bo to jest po prostu nawet niemożliwe, zważywszy na dość bogatą roślinność, która tę górę porasta. Jednakże na szczyt wiodą dwie bardzo atrakcyjne drogi. Pierwsza - to wjazd taksówką (bardzo kosztowną!) prowadzącą pod samą figurę Chrystusa bardzo wąską i krętą asfaltową szosą. Druga - to podróż po żelaznych wąskich torach wielce oryginalną (nieco podobną do tej spod naszej Gubałówki), przypominającą pociąg kolejką, ale jaką..! Jej konstrukcja jest naprawdę przedziwna.
Jest ona bowiem (tzn. każdy z jej wagonów) bardzo stroma, siedzenia przypominają raczej strome schody niźli szereg regularnie ustawionych ławek. Wnętrze więc jest zupełnie inne niż normalnego wagonika, gdyż zbudowany jest on już pod pewnym, nawet dość ostrym kątem..! Siedzi się więc niemalże jak w samolocie, zaś poruszanie się wzdłuż szeregu ławeczek jest ogromnie utrudnione, trzeba się bowiem po prostu pomiędzy tymi siedzeniami wspinać, czepiając się wówczas specjalnych uchwytów. W przeciwnym razie nie da się z niej normalnie wysiąść. Taki pociąg nie jedzie jednak bezpośrednio na sam szczyt. Po drodze jest kilka kolejnych stacji, takich małych przystanków osobowych, których perony nie są zbudowane w poziomie (jak schody) ale "biegną" dokładnie tak, jak w tymże akurat miejscu przebiega zbocze góry. Wyobrażacie to sobie..? Peron pod kątem np. 30 stopni..? Szalenie ciekawa podróż i wręcz rewelacyjna atrakcja turystyczna..! I nawet niezbyt droga bowiem bilet w tę i we w tę kosztował bodajże równowartość czterech lub pięciu dolarów...
Tak, jest to atrakcja naprawdę "z górnej półki", jednakże nie można na początku dać się "podejść" żadnemu z ogromnej zgrai taksówkarzy czyhających u stóp góry na wszystkich chętnych do wjazdu na szczyt. Dopada cię wtedy taka wataha namolnych jak cholera (!) kierowców i oferuje ci transport na górę, informując jednocześnie z "ogromnym przekonaniem", że jest to absolutnie jedyna dostępna tam droga..! Wielu ludzi rzecz jasna daje się na takie "podchody" nabrać, nie wiedząc zupełnie nic o istnieniu tej kolejki, ale my nie daliśmy się "sfrajerować" bo do owej "lekcji" dobrze się uprzednio przygotowaliśmy.
Zatem, nie tylko że wiedzieliśmy już o tym, że niemal tuż obok postoju taksówek znajduje się dolna, pierwsza stacja owej kolejki, to jeszcze na dokładkę byliśmy już przez Agenta uprzedzeni, że gdyby jednak komuś zachciało się nagle skorzystać z usług takowej taksówki, to może wyjść na tym jak przysłowiowy "pan Zabłocki na mydle". I jeszcze, jakby już tego było mało, może nawet mieć spore kłopoty z czekającymi nań już na samym szczycie funkcjonariuszami Policji, którzy zazwyczaj jakimś "dziwnym trafem" są "pociotkami" taryfiarzy i są zawsze skorzy do udzielenia kierowcom tzw. "pomocy interwencyjnej".
A dlaczego..? No przecież to proste - taka jazda nigdy nie odbywa się "na licznik" tylko na ustną umowę. Na dole taksiarz oferuje turystom wjazd za np. 10 dolarów, zaś już na górze okazuje się nagle, że przecież on "jasno i wyraźnie" powiedział (ależ oczywiście, bo ma na to cały milion świadków!), iż tych dolarów wcale nie miało być 10, ale np. 30..! No, wszakże – i powtórzy to jeszcze niejeden raz - ma na to świadków (!), to samo (dokładnie!) słyszeli wszyscy inni jego koledzy (też oczywiście taksiarze), i że w takim razie czuje się oszukiwany, gdy któryś z turystów upiera się jednak przy cenie "wyjściowej". Bo ona, czyli ta umowa opiewała na 30, a tymczasem turysta mu "wmawia", że było 10..! Jak to..!? Ratunku..! A szwagier-policjant oczywiście w pobliżu już czeka, to jasne… Eeech, co kraj to obyczaj… My jednak wjechaliśmy do góry kolejką.

Jesteśmy więc już na Corcovado, lecz co będzie dalej, to o tym już w odcinku następnym... Zapraszam...
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020