Geoblog.pl    louis    Podróże    Meksyk - Tuxpan, Tampico    Meksyk - Tuxpan, Tampico-3
Zwiń mapę
2018
25
sie

Meksyk - Tuxpan, Tampico-3

 
Meksyk
Meksyk, Tuxpan de Rodríguez Cano
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 0 km
 
Czym prędzej przechodzimy do rzeczy. Zapraszam do lektury...

Marzyliśmy sobie więc i chodziliśmy tak w kółko jak te barany, nie mogąc jednak na nic podobnego natrafić..! Czyli co..? Najlepiej przecież popytać ludzi, skoro nie zna się topografii nowego miejsca, nieprawdaż..? Zaczepiamy więc od czasu do czasu kogoś i pytamy o bar, ale o dziwo, każda z napotykanych przez nas osób, albo wzruszała ramionami, albo kiwała przecząco głową, albo wskazywała ręką kierunek mówiąc; "La tienda verde". (Czyli Zielony Sklep) Lub też coś w tym rodzaju, bowiem co do nazwy tegoż miejsca już tak całkiem pewny nie jestem. Toteż gnamy tam „co koń wyskoczy”, bo jeśli już kilka osób "zgodnym chórem" pokazywało w tym samym kierunku, to… Wiadomo…
Wychodzimy zza narożnika jakiegoś domeczku i nagle... jest..! Jest..! Stoi – jednakże nie knajpa ani bar, ani nawet nic temu podobnego, ale zupełnie coś innego… Długa zielona (zgadza się!) buda na kołach, jako żywo przypominająca nasze polskie, niegdyś dość popularne tzw."Wozy Drzymały"..! Tak tak - to był właśnie ten sklep, o którym nas informowano. Cała przednia ścianka owego wozu była otwarta i podparta z obu jej boków sztywnymi metalowymi sztycami, a wyglądało to niemalże tak samo, jak nasze prymitywne strzelnice sportowe w podrzędnych Lunaparkach – czyli wąska drewniana lada, ponad nią opisany już przeze mnie "daszek-markiza" powstały z podniesionej do góry ścianki, wewnątrz tejże budy półki z towarem – zaś w pobliżu drewniany postumencik z trzema lub czterema stojącymi na nim stoliczkami, dookoła których były po dwa, może trzy zydelki. I koniec… Czyli, "shopping centre" odkryte..!
No dobrze, wprawdzie niezbyt zachęcająco to wygląda, ale to nic..! Przecież nie szukaliśmy tu luksusowej restauracji, a jedynie jakiegoś baru lub knajpki - toteż nawet takie stoliczki "pod chmurką" także nam wystarczą. W końcu ma to nawet i swój urok - "zapachniało" egzotyką i folklorem… Niech będzie… Rozsiadamy się więc na tych taborecikach, opieramy się o blaty stolików i oczywiście wzdychamy; "ufff… wreszcie..!" A potem rzecz jasna "rzucamy" do sklepikarza; "cinco cervezas, por favor." Nadszedł bowiem nareszcie nasz czas…
Lecz po chwili słyszymy odpowiedź; "Nie, piwa nie ma." Aż podskoczyliśmy z wrażenia na tych zydlach; "Co..?! Nie ma piwa..? W Meksyku??!! No trudno, no to w takim razie poprosimy tequilę". Ten facet zaś patrzy na nas jakoś dziwnie i podejrzliwie (co jest, do diaska?), a po chwili znowu się odzywa; "Nie ma…" "Jak to nie ma..? To co jest do picia..?" - pytamy. A on na to, bardzo spokojnie (i wciąż nie spuszcza nas z oka!), uwaga (!); "Nic..! Nie ma ŻADNEGO alkoholu..!" Że co..??? – dziwimy się - Niemożliwe..! Albo nas chłop źle zrozumiał, albo po prostu NIE CHCE nam nic sprzedać, bo na przykład mu się nie podobamy. Toteż nadal wypytujemy, jednak on dalej uparcie swoje; "Ani piwa, ani tequili, ani wina, ani żadnego innego alkoholu" (i dalej łypie na nas podejrzliwie).
No nieee..! Aż nas przez moment zapowietrzyło. To po co w takim razie stoją tutaj te stoliczki, dla klientów chcących się napić oranżady..?! A poza tym - przecież jesteśmy w Meksyku, do cholery, czyż nie..? Ale ten sklepikarz, niezrażony i nadal przyglądający sie nam w dość dziwny sposób (no dosłownie, nie spuszczał z nas wzroku - jakby nas lustrował..!) po chwili wyjaśnił; "Nie mamy żadnego alkoholu, bo jego sprzedaż PO TEJ STRONIE RZEKI JEST ZABRONIONA..!"
Uwaga, jeśli ktoś się nie doczytał, to powtarzam; niejeden z nas bywał już uprzednio w Meksyku, ja także, i jeśli miałbym się pochwalić co najbardziej utkwiło mi w pamięci z owych odwiedzin, to oczywiście bez wahania odpowiedziałbym, że nasze wizyty w licznych knajpkach, w których alkohol (zwłaszcza tequila) lał się wprost strumieniami - a tymczasem tu, w tymże samym kraju, natrafiamy nagle na miejsce, gdzie oznajmiają nam, iż… wyszynk jakiegokolwiek (sic!) alkoholu jest ZABRONIONY..??? I to w dodatku z wyraźnym podkreśleniem wyrażenia; "po tej stronie rzeki"..? Do diaska, o co chodzi..?
No co tu dużo gadać - zostaliśmy tą wiadomością wręcz "zastrzeleni"! I nie chodzi tu bynajmniej o fakt, że się tego piwa czy czegokolwiek innego nie napijemy - trudno, nie ma to nie ma - a pal to licho..! Zdarza się przecież, że czegoś nagle zabraknie, w końcu wielką mieściną ten Tuxpan nie jest – toteż można to jakoś zrozumieć ("od biedy", bo to jednak Meksyk!), ale zdziwił nas fakt, iż coś takiego w ogóle jest tutaj możliwe..! Dotychczas to się nam nawet w głowach nie mieściło, a tu nagle - proszę, jakie dictum, nie tylko, że nie ma alkoholu, ale go nawet NIE WOLNO TUTAJ SPRZEDAWAĆ..!
Zatem to chyba jasne o co w pierwszym odruchu spytaliśmy, prawda..? "Dlaczego? Dlaczego gdzie indziej wolno (np. w nieodległym Tampico) a tutaj nie..?" Ale facet - nadal przyglądając się nam jakoś dziwnie - odpowiedział, że to dość długa historia i opowiadać nam jej nie będzie. No dobra, OK, przecież nie będziemy nalegać, zapytaliśmy tylko z prostej ciekawości, bo zostaliśmy tym zaskoczeni. Nie ma piwa, to znaczy, że go nie ma - nie chce gość powiedzieć skąd te zakazy, to znaczy, że ma ku temu powody, tylko… co MY biedni mamy teraz z sobą zrobić..? Tak więc pytam go grzecznie; "Przepraszam, ale skoro Pan powiedział, że PO TEJ STRONIE RZEKI nie wolno, to czy to oznacza, że PO TAMTEJ STRONIE wolno..? Czyli w Rodriguez..?" A on na to najspokojniej; "Tak, tam wolno…"
No nieee..! Dosłownie szczęki nam ze zdziwienia opadły..! Wydawało nam się to po prostu absurdalne - przecież to de facto to samo miasto..! Jak coś takiego jest w ogóle możliwe..? No dobrze, można zrozumieć pewne nonsensy – już nie takie rzeczy ten nasz kochany świat widział, wystarczy przypomnieć nasze słynne PRL-owskie wywieszki w sklepach; "sprzedaż alkoholu od godziny trzynastej" (pamiętacie to jeszcze?) - ale przecież my teraz jesteśmy w AMERYCE POŁUDNIOWEJ..!!! Czy to komuś coś mówi..?
No cóż… W istocie zostaliśmy tym "zastrzeleni". Toteż nie ma rady - trzeba się stąd "zwinąć" i albo pochodzić jeszcze sobie troszeczkę po miasteczku i je pozwiedzać (choć tak prawdę mówiąc zupełnie nie było czego), albo wracać na statek, bo przecież nie będziemy tu siedzieć i popijać jakiejś ichniej lemoniady..! No przecież byłby to dyshonor dla każdego szanującego się Morskiego Wilka, czyż nie..? Ale po chwili zostaliśmy "zastrzeleni" jeszcze raz - i tym razem to już chyba "całkiem na śmierć"..! Bowiem - uwaga! - ten sklepikarz zadał nam pytanie, po którym już zupełnie straciliśmy wszelki rezon, a mianowicie; "czy wy chcecie NAPRAWDĘ napić się piwa..?" No nieee..! O co tutaj chodzi..? No przecież to oczywiste, że NAPRAWDĘ, a jakżeby inaczej..? Czyżbyśmy wyglądali na dzieci..? Jednakże po krótkiej chwili zaczęło nam się w końcu rozjaśniać w głowach – ależ to jasne, skoro sprzedaż czegokolwiek jest zakazana, to przecież można to "coś" w sposób najoczywistszy na świecie kupić po prostu "spod lady"..! (Skąd my to znamy, prawda..?) I stąd zapewne ten baczny, podejrzliwy i lustrujący nas wzrok tego sklepikarza. No tak, teraz to już wszystko jasne..!
Ale… nie..! Właśnie nie..! Nie o to temu gościowi chodziło..! Stała się rzecz jeszcze ciekawsza niźli mogliśmy się spodziewać..! On nas po prostu zapytał czy NAPRAWDĘ chcemy gdzieś wstąpić na piwo, bowiem zna kogoś, kto prowadzi tutaj taką "lewą" knajpkę w swoim własnym domu i jeśli nadal obstajemy przy swoim, to on nam z wielką chęcią tego człowieka poleca, tylko…. "Ciiiiiiiichooooo, bo można mu narobić kłopotu, rozumiecie..?" No kurw… mać..! Facet pyta nas, Polaków (!), czy wiemy jak się zachować idąc "na melinę"..?! Geografii chłop nie zna?!
Ależ jaja..! No cóż, wszystkiego bym się spodziewał, prędzej nawet tego, iż użarłby mnie w końcu w tych trawach jakiś grzechotnik, niźli tego, iż GDZIEKOLWIEK W AMERYCE POŁUDNIOWEJ (a już zwłaszcza w Meksyku!) zląduję na piwie w jakiejś pokątnej melinie..!!! Podróże jednak kształcą, nie ma co..! (Ależ w tych ostatnich zdaniach było wykrzykników, prawda..?)
No tak, ale… Skoro ten sklepikarz grzecznie nas pyta czy NAPRAWDĘ chcemy gdzieś pójść na piwo, to my rzecz jasna równie grzecznie, odpowiadamy; OCZYWIŚCIE..! Choćby tylko z samej ciekawości jak takie "coś" może wyglądać w Meksyku..! Bo przyznacie przecież, że sytuacja nie wyglądała na naturalną, prawda..? Oczywiście, że przez moment zawahaliśmy się - zaczęły nam się w głowach rodzić podejrzenia czy czasem nie jest to jakiś podstęp i nas po prostu nie wpuści gdzieś facet "w maliny", ażeby jakieś podejrzane typki gdzieś nas napadły i obrobiły kieszenie - ale nie wiedzieć dlaczego, jednak od razu mu na słowo uwierzyliśmy.
Chociaż, tak właściwie to; "my wiedzieć dlaczego mu uwierzyć na słowo", bowiem naszej rozmowie (o dziwo!) przysłuchiwało się również kilka innych osób (sic!), jeden dziadek oraz ze dwie lub trzy starsze i "puszyste" kobiety stojące w pobliżu tej "udającej" sklep budy, toteż pomyśleliśmy, że to raczej niemożliwe, aby w tak ostentacyjny sposób gość dopuszczał się roli "naganiacza" dla miejscowych opryszków. Natomiast fakt, że pomimo wszystko mówi o "tajemnej melinie" w obecności innych osób, to już nas absolutnie nie dziwiło, bowiem czy istnienie takowych "przybytków" nie jest prawie zawsze "tajemnicą Poliszynela"..?
Toteż wyglądało na to, że szykowała się nam kolejna przygoda… I była, a jakże..! Sklepikarz bowiem przywołał po chwili do siebie jakiegoś małego chłopaczka (może z 8-9 letniego) i polecił mu zaprowadzić nas we wspomniane miejsce. Zaczęła się więc nasza kolejna wędrówka przez wertepy. To znaczy - pisząc "wertepy" nie miałem na myśli żadnych kolein czy też następnych bajorek i kałuż spotykanych na naszej drodze, bynajmniej. Nie chodziło mi wszakże tym razem o nawierzchnię (lub też rodzaj) owych uliczek, którymi szliśmy, ale o wszystko to, co się na nich (a przede wszystkim - wokół nich) znajdowało. Bowiem powoli, krok po kroczku, zagłębialiśmy się w dzielnicę, która swym wyglądem przypominała niemal indonezyjskie slumsy lub brazylijskie favele. Co za przedziwne wrażenie..!
"Domki" (cudzysłów zamierzony) stały tutaj porozstawiane zupełnie "bez składu i ładu", ani w rządkach, ani w regularnych szeregach formujących lub wytyczających ulice, ani nawet w taki sposób, który by sugerował, że jakaś dana parcela do kogoś należy, i że skrawek ziemi, który akurat koło takiej szopy się znajduje może być ściśle z nią powiązany. Nie, nic z tych rzeczy… Uliczki, a raczej błotniste i gliniaste (znowu!) ścieżynki, biegły sobie tutaj rozmaicie, jak im się akurat "podobało”, we wszystkich możliwych kierunkach - tak, jak ktoś akurat postawił kiedyś w tym miejscu swoje domostwo, a potem wydeptał w jego pobliżu jakąś dróżkę. I ona to właśnie, taka ubita setkami stóp ścieżynka, stanowiła tutejszą uliczkę. Ciekawe, nieprawdaż..?
Czyli, jak się łatwo domyślić, był to istny labirynt gliniastych, żwirowych lub piaszczystych oraz szalenie wąskich ścieżek wijących się pomiędzy całą masą pozbijanych lub pobudowanych ze wszelakich możliwych tu do zdobycia dostępnych materiałów bud, budek, szop, przybudówek (bo przecież nie domów!), wozów nawet (!) oraz najróżniejszych, przykrytych byle daszkiem podmurowanych ścianek, "udających" ludzkie siedziby, czy też po prostu szałasów z falistej blachy lub dykty..! Zaś te wydeptane dróżki, które tutaj "robiły za ulice", były rzecz jasna pełne wszelkich, wylewanych tu bezpośrednio z chat ścieków i pomyj (oczywiście gów… też, a jakże!), a pomiędzy tym wszystkim hasały sobie beztrosko całe hordy dzieciaków, "do spółki" z kurami, świniami, kozami, psami, itp., itd.…
No cóż, nie wiem czy udał mi się w pełni ten opis (z literackiego punktu widzenia rzecz jasna), ale na pewno oddać atmosferę tego miejsca mi się powiodło, bowiem sądzę, że chyba w wystarczającym stopniu poruszyłem waszą wyobraźnię, prawda..? Zatem, jeśli już wywołaliście przed swoimi oczyma odpowiednie obrazy, to zapytacie z pewnością; "a po cóż MY w takim razie pchamy się dalej, coraz to głębiej w taką dzielnicę..? Na piwo..? Do jakiejś "lewej" knajpy..? Meliny na końcu świata..? Idąc pośród brudnego żywego inwentarza, odprowadzani wzrokiem zaciekawionych nami tutejszych mieszkańców oraz brodząc po kostki w ściekach i pomyjach..?" (Nie udało się jednak uchronić naszych "Adidasków"!) Czy nie lepiej może zrezygnować i odpuścić już sobie tę wątpliwej jakości "przyjemność" i po prostu zawrócić..?
Ba..! Odpowiadam więc; no oczywiście, że o tym myśleliśmy i nawet nie rozważaliśmy takiej możliwości jedynie w myślach ale zastanawialiśmy się o tym głośno i uporczywie, zachęcając się nawzajem do tego kroku, ale jednak ciekawość w nas zwyciężała. Bowiem, jakby na to nie spojrzeć było w tym jednak coś intrygującego i... szaleńczego zarazem…
Ale i również, przy tej okazji mieliśmy przynajmniej możliwość zobaczyć na własne oczy coś (i poczuć na własnych nosach!), co zazwyczaj przed oczami przybyszów jest skrzętnie, głęboko i wstydliwie skrywane, w każdym zresztą miejscu na naszym globie, czyż nie..? Toteż posuwaliśmy się dalej, na nic już nie bacząc, powodowani szaloną ciekawością i zaintrygowaniem, czując się jednak nieco niepewnie (to przecież jasne!), z tą tylko różnicą, iż mieliśmy pełną świadomość faktu, iż jesteśmy aktualnie w Meksyku (to bardzo ważne!), a nie np. w Brazylii, Kolumbii, Indonezji czy w Wenezueli. W tychże ostatnich krajach bowiem podobnie koszmarne dzielnice istnieją również (a jakże, i jest ich nawet znacznie więcej!), ale tam to bym przenigdy w takie miejsce nie odważył się nawet zajrzeć (nie mówiąc już o zapuszczaniu się w nie tak głęboko jak tutaj), są one bowiem wręcz niewiarygodnie niebezpieczne, natomiast tutaj, w Meksyku, były to po prostu żywe obrazy biedy części tutejszego społeczeństwa, nie zaś siedlisko przestępczości, wszelkiego typu występków, półświatka, gwałtów i zbrodni...
Ostre słowa..? Tak, ostre - bardzo ostre, przyznaję - ale pozwalam sobie na nie, ponieważ miałem już nie raz okazję być w podobnych miejscach (chociaż, tak po prawdzie, zaledwie je tylko "liznąłem"), zarówno we wspomnianych powyżej krajach, jak i również gdzie indziej na świecie, (np. w Kambodży, Tajlandii czy w Wietnamie - a nawet, uwaga! – w USA! Tak tak – tam też są takie miejsca, jako żywo przypominające południowoamerykańskie slumsy!) mogę więc, choć w małym stopniu pokusić się o porównanie. Dodam również przy tej okazji jeszcze jedną refleksję, która w swej naturze może być w istocie dość szokująca, ale naprawdę uważam, iż warto, ażebym się nią z wami podzielił. I proszę, zauważcie, iż o racjach nic wspominać nie będę, to będzie tylko i wyłącznie moje zdanie i opinia…
O cóż więc chodzi..? Mianowicie, bieda jest zawsze biedą, zgoda i święta prawda - ale w wielu miejscach na świecie (wciąż mam na myśli te slumsy!) jest ona ściśle i nierozerwalnie powiązana ze wszelkimi typami społecznej patologii i przestępczości, tutaj natomiast, w Meksyku (przynajmniej w Tuxpan, Lazaro Cardenas czy w Tampico, bo przecież całego kraju nie znam), jest to jedynie po prostu ich rzeczywistość, traktują to chyba jako "dopust Boży", bowiem wszędzie dookoła (dosłownie!) widzi się wciąż uśmiechnięte twarze, a życie towarzyskie pośród takich społeczności niemalże "kwitnie" (rzecz jasna na swój sposób oraz stosownie do możliwości) i to pomimo tej katastrofalnej dla nas, ponurej i urągającej ludzkiej godności scenerii. Bo to po prostu jest ich życie i już..!
Nie widzi się zatem w oczach mieszkających tu ludzi zawziętości, poczucia krzywdy, nienawiści i pretensji do całego otoczenia za swój los, ale… radość życia (sic! Nawet w tych budach!) i co najwyżej wielkie nadzieje na poprawę swej doli. A co najważniejsze, są życzliwi, mili i przyjacielscy. Bo Meksyk jest po prostu inny… Prawdziwy światowy fenomen…
Rzecz jasna mogę się w moich opiniach dość poważnie rozmijać z prawdą, albowiem jak już wspomniałem całego kraju nie znam (a któż zresztą go zna?), ale spotkałem już w życiu na swojej drodze całe setki ludzi stąd się wywodzących (w samym Meksyku oraz głównie w USA) i mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że moje prywatne obserwacje na pewno z prawdą nie są "nie po drodze"…! A zresztą nie jest to tylko jedynie moja opinia… Zapewniam…
Ale wracajmy do akcji… Zdecydowaliśmy się więc brnąć dalej. A niech tam..! Na szczęście (dla nas i dla naszych butów!) nie było to zbyt daleko i po zaledwie może z dwudziestominutowej wycieczce wylądowaliśmy u celu… I cóż się tym "celem" okazało..? Otóż, był to całkiem przyzwoity (jak na otaczającą nas scenerię, rzecz jasna), wyróżniający się spośród innych dość obszerny domek..! Drewniany, ale stojący na betonowej podmurówce, przykryty wprawdzie jedynie falistą blachą, ale w sposób dokładny (chyba?) uszczelnioną i osmołowaną..! I jeszcze w dodatku z ogrodzonym niziutkim płotkiem podwórkiem. Wprawdzie wręcz mikroskopijnej wielkości (czyli podwóreczkiem raczej!), ale jednak. I stał na nim - uwaga! - jakiś niewielki zdezelowany samochód (jak on tutaj w ogóle wjechał?) oraz kilka innych, o mniejszych rozmiarach sprzętów typu ogrodowe ławeczki, wyplatane z trawy foteliki czy huśtawki (tak, też!)…
Dzieciak, który nas tutaj przyprowadził wlazł do tego "ogródka" poprzez "furtkę, której nie było", czyli przez pozostałe po nim miejsce w tymże płotku i zapukał kilkakrotnie do drzwi tegoż domostwa. Po chwili stanął w nich starszy, mooocno wąsaty gospodarz, który po krótkiej wymianie zdań z owym chłopaczkiem, szerokim i kordialnym (a tak!) gestem rozłożonych ramion zaprosił nas do środka. Wcisnęliśmy więc temu dzieciakowi jakiegoś "moniaka" do ręki w podzięce za "podholowanie" nas tutaj (nota bene dokładnie taką kwotę na ile opiewała instrukcja udzielona nam uprzednio przez owego sklepikarza z tej zielonej budy) i bez zwłoki, z OGROMNĄ ciekawością przekroczyliśmy próg tego mieszkania. Iii…???

I co, jesteście zaintrygowani..? Ciekawi was, jak w Meksyku może wyglądać taka typowa „lewa” melina z alkoholem..? Jeśli tak, to już usłużnie odsyłam was do odcinka czwartego, którego lektura wszystko wam w tej materii wyjaśni...
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020