Geoblog.pl    louis    Podróże    Panama - Kanał Panamski    Panama - Kanał Panamski-8
Zwiń mapę
2018
27
sie

Panama - Kanał Panamski-8

 
Panama
Panama, Kanał Panamski
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8900 km
 
Odcinek ósmy. Serdecznie zapraszam...

No i ponownie powiem; „ufff..!” Dlaczego..? A dlatego, że teraz to dopiero jestem w porządnej kropce! Obiecałem wam bowiem niedawno, iż zamieszczę najpierw dwie „krótkie dygresyjki”, zanim przejdę do dalszego opisu naszego przejścia przez śluzę Gatun, gdy tymczasem już pierwsza z nich, owa z założenia dygresyjka „drobniejsza” przemieniła się w tasiemcowy wywód – elaborat, który zupełnie nie wiem w jakiż to sposób urodził mi się aż tak nadmiernie obszerny. A ubolewam nad tym dlatego właśnie, że ówże drugi temat, który sobie teraz zaplanowałem, w moim zamierzeniu miał być… zdecydowanie dłuższy! Bo to właśnie te „panamskie kluzy” miały być jedynie „drobiazgiem”, o którym tylko napomknę co nieco, natomiast ten kolejny temat miał się stać „sztandarową dygresją” na czas mego zdryfowania od właściwego toku akcji, a tymczasem… Eeech, szkoda gadać… Więc co teraz..? Mam brnąć dalej w te tasiemcowe opisy, czy też może jednak skrócić już zawczasu tenże drugi zaplanowany przeze mnie uboczny temat..? Ot, zagwozdka…
Jednakże tak chyba zrobimy, bo w przeciwny razie grozi nam to, że już chyba nigdy tego Kanału nie przepłyniemy, nieprawdaż..?! Zatem do dzieła, czyli do owej drugiej, „króciutkiej” już (obiecuję) dygresyjki…
Tym razem rzecz dotyczyć będzie spraw związanych z tranzytem Panamskiego Kanału przez jednostki niewielkich rozmiarów, bo przecież to również może stanowić dla was pewną ciekawostkę, skoro zajmujemy się dotychczas jedynie poznawaniem jazdy przez ten kanał od strony pełnomorskiego dużego statku handlowego, czyż nie? Wszak ten temat niniejszy rozdział znacznie wam przybliży, ale skąd niby mielibyście wiedzieć jak to się odbywa w przypadku, na przykład jachtów, małych żaglowców czy rybackich kuterków, jeżeli wam o tym choć czegokolwiek nie wspomnę? Tak więc teraz co nieco o tym napiszę, ale – jak już się zarzekałem – w duuużo bardziej ograniczonym formacie, aniżeli miało to miejsce przy tych nieszczęsnych kluzach. Zgoda? Zaczynamy więc…
Jak już wiecie, duży statek wchodzi do kanałowych śluz z wydatną pomocą dwóch lub nawet trzech holowników, by potem być przez owe śluzy przeciąganym jeżdżącymi wzdłuż ich brzegów lokomotywkami. No tak, ale w wypadku na przykład niewielkiej żaglówki taki rodzaj obsługi nie miałby absolutnie żadnego sensownego uzasadnienia, takie manewry byłyby całkowitym nonsensem, to jasne. Zapytacie zatem; „to w takim razie jak takie jachty, barki czy inne kuterki przechodzą ów Kanał? Czyżby również specjalnie dla nich organizowano odpowiednie „okienka czasowe”, kiedy to tzw. „hurtem”, czyli wiele pływających „drobiazgów” naraz wpływa jednorazowo, „za jednym zamachem” do danej śluzy, by potem spokojniutko dokonywać dalszego tranzytu? Jak to więc jest..?”
Ot, i bardzo słuszne pytanie, na które odpowiadam; „otóż, i tak, i nie.” Tak, bo jeszcze niedawnymi czasy, kiedy to ruch na morzach aż tak intensywny nie był, prawie zawsze dla takich „szkrabów” odpowiednia pora się znajdowała. Zbierały się wtedy takie większe lub mniejsze gromadki jachtów wspólnie „do kupki”, aby jednocześnie wepchnąć się w jakieś „czasowe okienko” i za stosunkowo niewielkie pieniądze (bo tak niegdyś bywało) skorzystać z usług śluzowania. Jednakże druga część odpowiedzi brzmi „nie”, albowiem obecnie Kanał Panamski jest tak obładowany idącą przez niego wielką ilością dużych jednostek, że w żadnym wypadku nie można sobie pozwolić na takie marnotrawstwo finansowych zysków, aby zamiast na przykład dużego kontenerowca wpakować w daną śluzę jakąś określoną ilość „morskiego drobiazgu”.
O nie, przy tak dużym obciążeniu ruchem pełnomorskich statków władze Kanału na takie straty narażać się nie będą. To jasne, bo przecież duży kontenerowiec za jednorazowe przejście zapłaci – powiedzmy – ze 150 do 250 tysięcy dolarów USA (tak!), natomiast aż tak astronomicznej wysokości globalnej sumki drobni posiadacze jachcików, bareczek czy rybackich kutrów razem przenigdy nie wysupłają, choćby ich nawet była taka chmara, że jakąś komorę śluzy zapełniliby dosłownie w 100%, tłocząc się w niej jak przysłowiowe sardynki w puszce. Toteż małe jednostki pływające dziś z reguły wchodzą do śluz „na doczepkę”, przy okazji wpływania do nich dużych statków, do których potem podczas przyboru lub wypływu wody w komorze do burty się doczepiają, a już po wszystkim idą dalej przez kanał swoim własnym kursem.
Zatem, czynią to niejako „przy okazji” śluzowania innych statków, ale rzecz jasna nie za darmo – te „swoje” zapłacić i tak muszą, z tym że oczywiście znacznie mniej, niż gdyby zarezerwowywały dla siebie zupełnie odrębne, tylko im przynależne miejsce w konwoju. „Na doczepkę” wchodzą one jednak raczej ze statkami nieco mniejszymi aniżeli potężne jednostki ledwo się w śluzach mieszczące, bo przecież to jasne, że w tym drugim przypadku znacznie wzrastałoby ryzyko uszkodzenia, czy nawet i zmiażdżenia takiego „żaglowego malucha” pomiędzy burtą statku a ścianą śluzy, gdyby popełniono podczas manewrów jakiś katastrofalny błąd, mogący właśnie takim nieszczęśliwym wypadkiem skutkować. Tak więc takowe „drobiazgi” wchodzą do śluzowych komór razem z pełnomorskimi jednostkami, ale o niezbyt wielkich wymiarach całkowitych, bo wtedy miejsca jest znacznie więcej i tzw. „margines bezpieczeństwa” znacznie się wówczas poszerza – to jasne, choć i tak dla całkowitej pewności co do powodzenia tego typu manewrów nie robią tego jednocześnie oraz w trakcie przeciągania tego większego statku z komory do komory przez lokomotywki poza jego rufę się chowają, by potem znowu „przylepić się” jak pijawki do jego burt na czas następnego śluzowania, ot co.
No, sądzę, że ów temat raczej już wyczerpałem, chociaż – jeszcze tak dla porządku – postaram się wyjaśnić fakt, dlaczego takie żaglóweczki czepiają się przy okazji śluzowania burt swego aktualnego większego dobrodzieja, z którym w tym samym czasie w śluzie przebywają, nie zaś uwiązują się swoimi własnymi cumami betonowego nabrzeża. Otóż, przybór lub odpływ wody do lub z danej komory jest tak gwałtowny, że jej poziom bardzo szybko się podnosi lub opada, to oczywiste. Zatem, gdyby się taka łódeczka swoimi linami przyczepiła do jakiegoś polera na nabrzeżu, to jej załoganci mieliby z ich wybieraniem lub luzowaniem naprawdę bardzo poważne problemy. Ot, mogliby po prostu z tą czynnością niezbyt nadążać, a to skutkować by mogło albo zupełnie niepotrzebnym „tańcem” jachciku przy ścianie śluzy podczas wzrostu poziomu wody (bo byłoby za dużo luzu na cumach, to jasne), albo podczas odpływu wody narażaliby owe liny na ich zerwanie. Kiedy zaś „podepną się” w jakiś sposób pod burtę stojącego dokładnie na środku basenu dużego statku, to „idą” sobie w dół lub w górę razem z jego kadłubem i wówczas żadnego kłopotu z linami być nie może. Jasne..?
No oczywiście, że tak, bo przecież powyższy opis z pewnością zbyt zawiły nie był. Mało tego, uważam nawet, iż był tak doskonały i do wyobraźni przemawiający, że już żadnych wątpliwości ani kłopotów ze zrozumieniem tegoż zagadnienia mieć nie możecie, czyż nie? Nnno, wreszcie mogę być z siebie dumny…
Ufff… Moi drodzy, a teraz odpowiedzcie mi proszę na jedno zasadnicze pytanie; czy pamiętacie jeszcze na czym to skończyliśmy opis naszego przejścia przez Kanał, zanim nie zabrałem się za powyższe dwie „krótkie” dygresje na temat kluz „panamek” i śluzowania jachcików? Otóż to właśnie – spodziewam się, że możecie mieć z tym niejakie problemy, wszak było to już baaaardzo dawno temu, pozwólcie więc, że w koniecznym w tej sytuacji wertowaniu minionego tekstu was wyręczę, przypominając, iż weszliśmy do pierwszej, najniżej położonej komory śluz Gatun, a jej będące za naszą rufą wrota właśnie się za nami zamknęły. A zatem, skoro już powróciliśmy do właściwego tematu, kontynuujmy go, bo w przeciwnym razie – zważywszy na moje skłonności do mnożenia filozoficznych wstawek i dygresji – już chyba nigdy z tego Kanału nie wypłyniemy! Tak więc jedźmy dalej, póki czas…
To znaczy; „jedźmy” nie w sensie dosłownym, ale z dalszymi opisami, bo przecież przypomniałem wam właśnie, iż dopiero co zastygliśmy w bezruchu w pierwszej komorze śluzy – statek stoi idealnie w jej środku, przytrzymywany ośmioma stalowymi „szelkami” przez cztery potężne locomotores. I co dalej..? A potem nasz statek podnosi się przez następne około 20 minut wraz z wypełniającą komorę śluzy wodą aż do poziomu o około 9 metrów wyższego niż ten, z którego startowaliśmy – czyli z poziomu morza. Dzieje się tak oczywiście dlatego, iż w basenie naszego tymczasowego postoju wody w szybkim tempie przybywa – to jasne, wszak właśnie dokładnie na tym polega cała istota śluzowania, ale…
No właśnie, ale… czy orientujecie się w jaki sposób się to odbywa? Skąd w ogóle się owa przybierająca tam woda bierze? „Ano, pewnie jest do śluzy wpompowywana, i tyle – odpowiecie – bo przecież taką czynność muszą wykonywać jakiegoś rodzaju pompy, no nie?” Ja natomiast odpowiem wam na to jeszcze prościej; „otóż, nie! Absolutnie nie macie racji.” Dlaczego..? A dlatego, że akurat tutaj, w Kanale Panamskim, zwyczajowe napełnianie i opróżnianie komór każdej ze śluz następuje w sposób jak najbardziej naturalny, czyli… grawitacyjnie. A zatem, rolę ewentualnych pomp spełnia tutaj sama Matka-Ziemia, pomagając obsługującemu ten kanał personelowi swoim naturalnym powszechnym prawem ciążenia. Człowiekowi zaś pozostaje jedynie odpowiednie sterowanie specjalnymi przepustnicami, obsługa właściwych zaworów, pilnowanie przepływów wody, obserwacja jej aktualnego poziomu, itd.
Ot, co – bo grawitacja po prostu robi swoje. Jak? No to ruszmy wyobraźnią… Stoimy sobie właśnie na najniższym poziomie trzykomorowej śluzy Gatun, tak? Tak. A mamy się najpierw wznieść o te wspomniane około 9 metrów do poziomu drugiej komory, tak? Tak. A czy owa druga oraz trzecia, najwyższa komora, znajdują się powyżej naszego aktualnego położenia? Tak. A czy poza ostatnimi wrotami tegoż najwyższego basenu znajduje się położone na wysokości aż 26 metrów ponad poziomem morza duże jezioro, stanowiące dalszą część kanału, tak? No jasne, że tak. Zatem nic prostszego, jak tylko otworzyć gdzieś u góry, pod powierzchnią jeziora, odpowiednią przepustnicę, aby specjalnymi rurociągami pozwolić wodzie popłynąć w dół do pierwszej komory, wypełnić ją do poziomu komory drugiej, zamknąć wtedy zawory i… po wszystkim, prawda?
O, i tak to właśnie się tutaj czyni. Bo owszem, specjalnych pomp wodnych (i to o wielkich wydajnościach) tu nie brakuje, ale używane one są tylko w przypadkach szczególnych – na przykład, kiedy zachodzi konieczność jakichś remontów, przeglądów lub napraw elementów śluz – jednakże podczas normalnej eksploatacji całą właściwą robotę bierze na swoje barki niezawodna Matka-Natura i jej podstawowe Prawo Grawitacji. Czyż to nie genialne..?

Skoro teoria śluzowania statku już za nami, to wypadałoby teraz zabrać się za opisywanie dalszego ciągu przejścia oceanicznego statku przez Kanał Panamski, prawda..? Jasne, że prawda, zatem do dzieła, z tym że... to dopiero w odcinku następnym...
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020