Wyliczanka „holenderska”...
Terneuzen – to właśnie stąd głównie bierze się (tfu! Przepraszam za wyrażenie!) pier*olony petcoke. Syf jakich mało. To materiał oczywiście pochodzący z „jakiejś tam” przeróbki ropy naftowej, a sam w sobie stanowi po prostu istną „Apokalipsę” dla każdego biorącego go do przewozu masowca.
Ten petcoke jest bowiem nie tylko „takim zwykłym brudem” jak na przykład węglowy pył, bo oprócz tego jest jeszcze wręcz potwornym tłustym mazidłem, które – kiedy jeszcze dodatkowo zdarzy się pechowo połączyć go z deszczem lub śniegiem podczas za- lub wyładunku – to wtedy w istocie jest... ta wspomniana Apokalipsa! Czyli, nie tylko ładownie i cała konstrukcja statku jest czarna jak smoła, ale również i... wnętrze nadbudówki (więc, prywatne kabiny, mesy, mostek, itd, a nawet... kuchnia!!!) oraz... sama załoga!!! Tak, bo przecież gdzie można uciec przed tak wszędobylskim syfem..?
A czy wyobrażacie sobie zatem... mycie statku i samych siebie po takim przeładunku? Koszmar jakich mało, serio..! O, i właśnie TO jest „to całe” Terneuzen! Inaczej się go zapamiętać po prostu nie da!
Vlissingen – Port położony u samego ujścia Skaldy, czyli to właśnie tu wsiadają piloci wprowadzający statki udające się... do belgijskiej Antwerpii. Ale gdy zawija się tylko do Vlissingen, to już tylko z węgielkiem. A wtedy mieliśmy go z walijskiego Cardiff.
Ale przy tej okazji, drobna ciekawostka – otóż, ów port nazywa się oczywiście Vlissingen, jednakże w środowisku marynarskim tej nazwy... prawie w ogóle się nie używa! Tak, bowiem my, marynarze, nazywamy to miejsce po prostu Flushing, a co więcej, stosunkowo dość duża pływających na morskich statkach pracowników morza nierzadko nazwy Vlissingiem... w ogóle z tym miastem nie kojarzy..! Ba, nawet tej nazwy w ogóle nie zna..! Dziwne to trochę, ale jednak prawdziwe...
Schiedam – Ha, wcale nie gorsze niż to wspomniane powyżej Terneuzen..! Lecz na szczęście my zabieraliśmy stąd tylko węgiel, a nie petcoke! Miasteczko, będące de facto częścią Rotterdamu, ale nie stanowiące jednak podległej tej metropolii dzielnicy, mające administracyjną samodzielność.
Zaandam – Małe miasteczko, ale tak właściwie w składzie aglomeracyjnym Amsterdamu. Węgiel, węgiel i tylko węgiel...
Ijmuiden – Port u samej „nasady” wejściowego kanału do Amsterdamu. Stamtąd również brało się tylko ładunki masowe.
Vissershaven – Niby odrębny „byt” administracyjny, bo właśnie tak ten mały port się nazywa, ale tak właściwie jest dzielnicą dużego Scheveningen. Byłem tu raz na jakimś maleńkim „kapciu”, ale... po co? Tego też już nie pamiętam.
Zwijndrecht – Miasto położone dość głęboko lądu, na zakręcie Starej Mozeli oraz Kanału Dordtsche Kil. Bardzo stare i ładne miasto. Braliśmy stamtąd kiedyś ładunek luźnego cementu do Belfastu.
No i tyle „w temacie holenderskim”. Nie było tego na szczęście zbyt dużo, lecz w kolejce na swoje odrębne rozdziały czekają jeszcze z tego kraju porty; Rotterdam, Moerdijk, Rozenburg, Dordrecht i oczywiście Amsterdam...
louis