”Wyliczanka irlandzka”. W sumie „krótka, łatwa i przyjemna”, bo na szczęście bardzo krótka...
Donegal – Byłem tu tylko jeden raz w moim żywocie na małym masowczyku z ładunkiem węgla z estońskiego Tallinna. Natomiast, co do samego portu... To mała „dziura” na atlantyckim wybrzeżu z górującym nad niezbyt licznymi w tym miasteczku budynkami ruinami zamku. To wszystko.
New Ross – Leży na południowym wybrzeżu tej wyspy, a dostać się do niego można jedynie podczas przypływu, bowiem znajdujący się gdzieś po drodze na rzece Barrow podwodny próg jest do sforsowania przez jakikolwiek statek na niskiej wodzie po prostu niemożliwy.
Szczegółów z tym związanych już niestety nie pamiętam, więc niczego więcej wam o tym nie napiszę, jednakże... to oczywiście nie jest już takie ważne, prawda..? Dodam jedynie, że przywieźliśmy tu kamienny tłuczeń, ale… skąd? Ot, wyleciało mi to już z głowy.
Bantry – jest to mały porcik położony na Zachodnim Wybrzeżu „Zielonej Wyspy” w głębokiej zatoce o tej samej nazwie, Bantry Bay. Wywoziliśmy stamtąd materiał skalny w postaci zmielonych kamyczków, używanych do budowy szos i autostrad. My zabieraliśmy je stąd do niemieckiego Harburga.
Dundalk – Położony tuż przy granicy z Irlandią Północną, czyli z brytyjskim Ulsterem. Miasto niewielkie, choć jednocześnie pod względem zabytków całkiem interesujące. Niezbyt tego wiele wprawdzie, ale za to o dość sporej historycznej wartości. Przywieźliśmy tu węgiel z Europy Zachodniej, wiadomo.
Dublin – „Co zacz”, to oczywiste, wszak to irlandzka stolica i miasto niezwykle piękne, ale... ja mogłem się tylko obejść smakiem, bowiem zawitałem tam na zaledwie trzy godzinki, które okazały się czasem zupełnie wystarczającym do rozładunku naszych jedynie kilkuset ton drzewnej tarcicy ze szwedzkiej Uddevalli, więc szans na wyskoczenie tu na ląd na jakikolwiek spacer nie miałem żadnych. No ale mogę chociaż powiedzieć, że przynajmniej tę stolicę jako przybysz „zaliczyłem”, ot co...
No i tyle „w temacie irlandzkim”. Powyższa lista bogata oczywiście nie jest, ale na szczęście mogę się pochwalić tym, że tę swoistą irlandzką atmosferę jednak udało mi się całkiem nieźle poznać z uwagi na to, iż w położonym około 30 kilometrów na południe od Dublina niewielkim, lecz wręcz baśniowo urokliwym Wicklow, bywałem z kolei wyjątkowo często, bo aż około dwadzieścia razy.
Zrozumiałym zatem jest to, że akurat o tym porcie w niedalekiej przyszłości stworzę całkiem osobny rozdział...
louis