Tym razem „dwuportowa wyliczanka singapurska”, jednakże – uwaga! – bez samego Singapuru! A co, zdziwieni..? Niepotrzebnie, bowiem PAŃSTWO Singapur to nie jest jedynie samo MIASTO. Owszem, akurat we wschodniej części tej wyspy zabudowa jest dość zwarta, aż do samego jej północnego wybrzeża, więc można by uznawać, iż stanowi ona jednak integralną część miasta Singapur, ale w rzeczywistości tak nie jest.
Nie, bowiem tak de facto port Sembawang jest zupełnie odrębnym „bytem” administracyjnym tego kraju, toteż właśnie tak również i ja w moich „Wspominkach-Wypocinkach” go potraktowałem. Ale dosyć gadania, zapraszam do lektury, bo przecież winien wam jestem jeszcze dokończenia tej nieszczęsnej historii z awarią pokryw naszej ładowni No3.
Sembawang – Ale najpierw… jeszcze raz usłużnie wyjaśnię rzeczywisty status tego miejsca. Otóż, państwo Singapur to nie tylko jego największe miasto o tej samej nazwie, ale także i cała reszta terytorium tej wyspy oraz około 30 innych wysepek wokół niej leżących, a cały ten kraj – choć rzeczywiście niewielki – to jednak rozciąga się na te około 50 kilometrów długości oraz około 20 szerokości, a zatem te w sumie około 1000 kilometrów kwadratowych to teren porównywalny do powierzchni dość sporego polskiego powiatu.
Tak więc, jak sami widzicie, jest tam jednak trochę miejsca na inne miejscowości, prawda..? Ba, w północnej części tego kraju znajduje się nawet całkiem „słusznych” rozmiarów połać tropikalnej dżungli, choć oczywiście ewentualne nazwanie jej „dziewiczą” lub choćby nawet jedynie „dziką”, byłoby jednak sporym nadużyciem.
Ale, jak na tamtejsze warunki las (choć tak właściwie, to jedynie same rezerwaty i parki) ten jest i tak w dziką zwierzynę dość bogaty, o czym zresztą mieliśmy okazję na własne oczy, właśnie w tym Sembawangu, się przekonać. Tak, bo tutaj staliśmy aż trzy dni, podczas których miejscowi stoczniowi robotnicy te nasze nieszczęsne klapy naprawiali.
Moi drodzy, pozwólcie, że pominę szczegóły tych robót, bo przecież byłby to temat wyjątkowo nudziarski, jako że któż z was miałby cierpliwość wgłębiać się w tajniki prac spawalniczych lub w detale związane z naprawą popękanych hydraulicznych rurek, prawda..? Toteż ograniczę się jedynie do podania wam podstawowej informacji, iż wszelkie naprawy przeprowadzono pomyślnie, statek z powrotem „postawiono na nogi” – tak, że już po trzech dobach mogliśmy spokojnie naszą podróż kontynuować.
Na zakończenie dodam tylko jeszcze, że dzięki tak długiemu tutaj postojowi, kiedy to nie prowadzono żadnych prac przeładunkowych, miałem całkiem dużo wolnego czasu dla siebie, który rzecz jasna bardzo sensownie wykorzystałem. W pierwszej kolejności oczywiście na porządne wyspanie się oraz na kilka długich wypadów po okolicy, podczas których wędrowałem aż na sam skraj wspomnianej powyżej dżungli, dość długo w tym rejonie przebywając, głównie w cichych knajpeczkach znajdujących się w bardzo ładnym parku, bezpośrednio przylegającym do tego właśnie lasu.
A stamtąd widać było dość sporo baraszkujących sobie wesoło pośród drzew małp, całe chmary wielobarwnych ptaków, a od czasu do czasu to nawet zauważyć się udawało jakieś przemykające przez zarośla większe zwierzę. W samym parku natomiast aż roiło się od różnorakich jaszczurek, które zupełnie bezceremonialnie chodziły sobie tuż pod nogami przechodniów, polując na biegające tu wszędzie małe karaluszki i jakieś fruwające ponad trawą niewielkie chrząszcze.
Tak, tam naprawdę wtedy było bardzo miło, co sam osobiście – nieco ironicznie wprawdzie – uznawałem za pewnego rodzaju rekompensatę mojej straty, którą z turystycznego punktu widzenia poniosłem – chodzi mi oczywiście o tę moją niedoszłą wizytę w Brunei…
Jurong – Tak właściwie, akurat on jest już integralną częścią wielkiej aglomeracji Singapuru, leżąc zaledwie około 20 kilometrów od jego ścisłego centrum, ale z uwagi na fakt, że stanowi on jednak całkiem odrębną jednostkę administracyjną na mapie tego kraiku oraz posiadając pełną niezależność ekonomiczną od jego stolicy, w sumie traktowany jest jako inny port niż sam Singapur.
Zatem, właśnie dlatego pozwoliłem sobie go na niniejszej liście umieścić, chcąc się przy tej okazji „pochwalić” (a jakże), iż byłem w tym miejscu już z kilkanaście razy.
Pragnę jednak jeszcze na sam koniec zaznaczyć, iż zawarty powyżej opis tegoż lasu z okolic portu Sembawang dotyczy roku 2002, kiedyż to na własne oczy go widziałem. Kiedy jednakże spojrzeć na mapę Singapuru w dniu dzisiejszym, to… odkrywa się nagle, że w międzyczasie z lasu pozostały już jedynie same niewielkie rezerwaciki przyrody..! No cóż, populacja Singapuru wzrasta, a terenów pod nową zabudowę nie przybywa, więc… Ano właśnie – więc… „zerżnięto” tam wszystko co się dało pod nowe wieżowce, i tyle. Ale to oczywiście już nie nasz problem…
louis