Pozwólcie, że kolejny raz sobie westchnę – ufff… Lot z Sao Paulo do Caracas, a właściwie na położone pomiędzy pobliskimi wenezuelskiej stolicy miasteczkami La Guaira i Catia La Mar lotnisko imienia Simona Bolivara trwał niewiele ponad pięć godzin, ale za to „koczowanie” na tamtejszym terminalu w oczekiwaniu na moje następne połączenie – czyli samolot do Wiednia – to już było… prawie OSIEM godzin..!
Tfu..! Pomyślcie tylko – osiem kolejnych bitych godzin przesiadywania na twardych ławeczkach lub snucia się bez celu po korytarzach..!!! Toż tego by chyba i sam Lucyfer nie wytrzymał, a co dopiero moja skromna osoba – przypomnę, w tamtych chwilach już wręcz śmiertelnie zmęczona i niewyspana..! Eeech, a ja dopiero w połowie drogi – ba, żeby tylko w połowie – toć ja mam jeszcze przed sobą cały długi lot do Europy, a tam z kolei… jeszcze następne TRZY przesiadki..!!!!
O rety, czy da się to wytrzymać bez „śmiertelnego zejścia” jeszcze podczas tej podróżniczej katorgi..? Jakiż to idiota w tym Hamburgu taką marszrutę mi wymyślił..?
Ale cóż, jestem w drodze i jeszcze jakoś trzymać się muszę. Zatem, dotrwawszy w jeszcze jako takim zdrowiu do następnego odlotu, w końcu wsiadam do wielkiego Airbusa, którym za około 9-10 godzin dotrzeć mam na lotnisko w Wiedniu…
louis