Szwajcaria - Zurych - Lotnisko Kloten

Z wiedeńskiego lotniska Schwechat do Zurichu, na położone nieco na północ od tej metropolii lotniska Kloten, mój samolocik przefrunął sobie w zaledwie godzinkę z niewielkim „okładem”, zgrabnie sobie wylądował, podkołował pod odpowiedni „rękaw”, potem „wyrzucił” z siebie prawie dwieście pasażerów (w tym gronie oczywiście również i moją skromną osobę), ale kiedy już znalazłem się w tranzytowym holu, to… czekał mnie kolejny nieprzyjemny cios w tej podróży.
Tak, bo oto rzucam okiem na ekran wielkiej świetlnej tablicy z rozkładem następnych lotów, a tam z prawdziwą złością odkrywam przy moim samolocie do Frankfurtu napis: „delayed”. Czyli wiadomo; „opóźniony”..! Szybko szukam jakichś informacji dotyczących wymiaru tegoż opóźnienia, dowiadując się wkrótce, że będą to około 2-3 godziny. Tak, niby niewiele, ale to przecież były DODATKOWE dwie-trzy godzinki, „dorzucone” niestety do planowego oczekiwania na lot według rozkładu, czyli… zebrało się tego wszystkiego razem znowu ponad 6 godzin..!
O żesz ty kur…! No i jak tu się nie załamać..? Leci mi już trzecia doba mojej drogi z Południowej Ameryki, gdy tymczasem ja wciąż jeszcze jestem „w śliwkach”..! A tak, bo przecież już po wylądowaniu we Frankfurcie (to wprawdzie tylko jedna godzinka przelotu, jednakże najpierw trzeba stąd w ogóle wylecieć! Bo co będzie, jeśli się okaże, że to nagłe opóźnienie jeszcze się zwiększy?) ja wcale nie będę się tak od razu przesiadał na samolot do Warszawy, bowiem według rozkładu ja i tak miałem tam aż czterogodzinne „planowe koczowanie” w oczekiwaniu na wylot na Okęcie..! Zatem, tak czy siak miałem znowu „w plecy”..! Ufff… A tymczasem zmęczenie znowu powracało…

No cóż, czekałem więc w Zurichu na wylot do Frankfurtu, lecz na szczęście to podane wcześniej opóźnienie uległo skróceniu, więc… Ufff, jazda dalej…
louis

Komentarze (0)