Geoblog.pl    louis    Podróże    Seszele - Port Victoria    Seszele - Port Victoria-3
Zwiń mapę
2018
07
gru

Seszele - Port Victoria-3

 
Seszele
Seszele, Praslin Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 46 km
 
Odcinek trzeci, zapraszam do lektury…

Drugą pod względem wielkości wyspą Seszeli jest Praslin (ok. 40 km2), uznawaną zresztą za... dużo piękniejszą od samej Mahe (rety, to to jest jeszcze możliwe?), odwiedzaną zatem tłumnie przez wczasowiczów przybywających na nią promami ze stolicy oraz położonych wokół niej kurortów w celach – uwaga! – nie tylko typowo krajoznawczych, ale i również... zabawowych, jako że właśnie tam w większości organizuje się szczególne w swym rodzaju ludowe festyny, odbywające się zresztą w samym sercu położonego tam w gęstym tropikalnym lesie Rezerwacie Przyrody Vallee de Mai.
No cóż, trochę to rzecz jasna dziwić musi, zważywszy na to, że przecież aż ponad 90 % turystycznego ruchu koncentruje się jednak na Mahe, natomiast wspomniana Praslin jest od niej oddalona aż o ponad 30 kilometrów, więc całe tłumy turystów muszą się aż tak daleko na te imprezy przemieszczać. Czy nie lepiej byłoby zatem mieć zamiast tego możliwość posiadania tego wszystkiego już na miejscu, gdzieś w okolicach Port Victorii na przykład, już bez konieczności dodatkowego podróżowania..?
Ha, no tak, ale już nie o same te festyny chodzi, moi drodzy. Dużo ważniejszą sprawą jest bowiem to, że akurat tam znajduje się ten jeden jedyny w swym rodzaju, wprost cudowny rezerwat, zatem siłą rzeczy tylko w taki sposób musiało to być rozwiązane. Bo na wyspę Praslin pojechać rzeczywiście warto (ba, panuje tu nawet taka opinia, że owa wycieczka jest dla każdego szanującego się wczasowicza wręcz obowiązkowa!), jeśli rzecz jasna wierzyć jej opisom, które tu zresztą nieomal na każdym kroku można napotkać, bowiem „chwalą się” tym miejscem wprost „na potęgę”.
Ja sam osobiście na tej wyspie nie byłem i zapewne nigdy w życiu nie będę, więc oczywiście opierać się muszę tylko na tych właśnie notkach z turystycznych przewodników oraz na zasłyszanych od tubylców informacjach, jednakże... No właśnie. Poczytajcie wszystko to co poniżej, to może w istocie zrozumiecie cóż to jednak jest za cud natury i jak wzniosła atmosfera musi panować podczas organizowanych tam zabaw, w tak wspaniałym i niezwykle osobliwym otoczeniu.
Otóż, porastająca ów rezerwat roślinność jest podobno... wręcz „powalająca na kolana”. No cóż, być może to prawda, skoro na wystawach wielu sklepów w Victorii, a nawet i na samych ścianach położonych wzdłuż ulic budynków znajduje się całe mnóstwo fotografii z tamtej właśnie okolicy, a przedstawiających wielkie mahoniowe i hebanowe drzewa, wysokie piękne wodospady, rwące rzeczki, gęste zarośla, podobno złożone w większości z niespotykanych gdzie indziej na świecie gatunków krzewów i ziół (no, ciekawe ciekawe), kokosowe palmy, jak i również całą gamę innych gatunków palm z endemiczną ich odmianą o nazwie seszelska lodocja (Lodoicea Maldivica) na czele.
Tak, akurat ta palma jest rzeczywiście prawdziwym „hitem” tutejszej natury, jest istną dumą tego archipelagu, rodzącą niezwykłe w swym kształcie i wielkości owoce (podobno nawet smaczne), posiadające pestkę – uwaga! – o wadze dochodzącej do 30 kilogramów (!), zaś sam ten owoc może swymi rozmiarami przyprawić wręcz o zawrót głowy! Oj tak, bowiem osiągnąć on może średnicę nawet i około jednego metra! Prawdziwy gigant, czyż nie..?
Pomyślcie więc tylko; cóż to w ogóle za dziwadła! Takie wielkie i ciężkie, a jednak... wiszą sobie na drzewach. Rzecz jasna nie tak wysoko jak na przykład kokosy, ale jednak ponad ziemią wiszą! Co prawda, niestety, swoim kształtem wręcz łudząco przypominają (za przeproszeniem) ludzką du*ę (tak tak, to wcale nie żart..!), ale któż by się tym przejmował, skoro jest to w skali świata rzeczywistym unikatem, spotykanym tylko i wyłącznie... właśnie na tej jednej wspomnianej wysepce Praslin. Zatem jakżeż się na nią specjalnie – już choćby tylko w tym celu, nawet w żadnym innym – nie wybrać? O tak, ta lodocja jest prawdziwym magnesem dla całej rzeszy przybywających na Seszele urlopowiczów.
Ale nie tylko ona zresztą, albowiem w tym rezerwacie napotkać także można wiele przeciekawych okazów owadów i pajęczaków, gadów, płazów, ślimaków… A akurat tych ostatnich jest tu wręcz zatrzęsienie – zarówno przedstawicieli w obrębie tego samego gatunku, jak i też pod względem ich różnorodności – tak, wystarczy bowiem wspomnieć, iż tych gatunków jest tu około 500! I proszę sobie moi drodzy wyobrazić, że większość z tych zwierzątek to typowe endemity – absolutnie nigdzie indziej na całym świecie niespotykane! Ot, pomyślcie tylko – taka mała wysepka, a aż takie bogactwo jej przyrody?! Aż tak wielka różnorodność gatunków fauny i flory w tam maleńkim w sumie środowisku..?! Wprost niebywałe!
O, i w tym właśnie miejscu powinienem już tychże przyrodniczych opisów zaprzestać, jednakże, pozwólcie mi powrócić jeszcze na krótką chwilę do tematu tej szczególnej palmy, lodocji (w niektórych źródłach jej nazwa brzmi „lodoicja”), bowiem o pewnych dotyczących jej szczegółach – i to o znaczeniu niezwykle istotnym, wręcz kluczowym – w tym porywie mojego podziwu dla tamtejszej przyrody napisać po prostu zapomniałem. No cóż, zachwyt także może niekiedy być… niekontrolowany. Ale… już wracam na ziemię…
Otóż, chodzi mi głównie o fakt, że ta „sztandarowa” dla Seszeli palma lodocji jest na świecie aż taką rzadkością właśnie z powodu niezwykłego ciężaru zawartego w jej owocach nasienia. Bo one po prostu są aż tak ciężkie, że na powierzchni wody utrzymać się nie mogą, idąc natychmiast prosto na dno, jak metal. Palma ta nie może się zatem samodzielnie po świecie rozprzestrzeniać.
No niestety, ale to bardzo smutna prawda. Ona rozsiewać się sama nie daje rady, bo jej owoce po prostu nigdzie dalej nie dotrą, bo jeśli nawet już wpadną do oceanu, staczając się na przykład z jakiegoś zbocza wprost do wody, to i tak od razu utoną, i już. Ba, nie mówmy tu nawet o jakimkolwiek „dalszym świecie”, mając na myśli ich ewentualną podróż z morskim prądem, bowiem one nawet i na sąsiednie pobliskie wysepki samych Seszeli dostać się nie potrafią.
No tak, w istocie bardzo to wszystko ciekawe, ale i jednocześnie ogromnie dziwne, bowiem… dlaczego akurat w tym wypadku Matka-Natura działa przeciwko sobie samej? Czyżby aż tak mocno pokpiła tę sprawę..? Toż „dzięki” właśnie takim przymiotom lodocja jest przez naturę „skazana na samotność”, na brak możliwości rozwoju swego gatunku, czyli w efekcie… na wyginięcie, czyż nie..?
Tak, to właśnie sama przyroda postawiła tej roślinie w jej rozmnażaniu barierę wręcz nie do pokonania i w obecnych czasach – paradoksalnie – tylko człowiek może jej jeszcze zapewnić w ogóle jakiekolwiek dalsze istnienie, nieprawdaż? Oj tak, prawdaż. Ale, pragnąc spuentować ten wątek nieco z przymrużeniem oka, czy nie należałoby rzec, iż… ta lodocja w sumie chyba jednak… sama sobie jest winna?
No bo jeśli ma tak „bezczelny” kształt swoich owoców (i to jeszcze w dodatku jak dużych!), to czy na taki właśnie los sobie nie zasłużyła? Jednakże, odsuwając żarty na bok i tak trzeba stwierdzić, że jest to naprawdę „dziwadło nad dziwadłami”, nieco zdumiewającym jest zatem fakt, dlaczego w sumie ta roślina jest aż tak mało w świecie znana..? Wszak sami to z ręką na sercu przyznajcie – któż z was do tej pory w ogóle kiedykolwiek o niej słyszał..? Mam rację..?
No cóż, pofilozofowałem sobie troszeczkę, ale teraz już najwyższy czas ponownie powrócić do właściwego tematu. Czyli, do dalszego opisu geografii tego kraju. O dwóch największych wyspach Seszeli już napisałem, pora zatem na następne, ale rzecz jasna już tylko „w telegraficznym skrócie” – ot, jedynie gwoli zadośćuczynienia kronikarskim obowiązkom.
Otóż, jeszcze tylko dwie inne wyspy wulkanicznego pochodzenia mają tu jeszcze jako takie znaczenie – są to Silhouette oraz Digue – oraz trzy małe grupki koralowych atoli o nazwach Amiranty, Farquhar i Aldabra, cała reszta natomiast jest już jedynie tłem, taką dodatkową „dekoracją” wód okalających Mahe i Praslin, choć oczywiście także w pewnym stopniu w celach turystycznych wykorzystywaną, jako że wczasowiczów lubiących całkowite tropikalne odludzie na naszym świecie także nie brakuje. A akurat tutaj mają pod tym względem prawdziwy raj. Bez wątpienia…
No dobrze, i to już byłoby (wreszcie!) wszystko jeśli chodzi o wysepki Seszeli. Ufff, ależ tego naskrobałem. No cóż, tym razem rzeczywiście trochę bardziej się wysiliłem, choć i jednocześnie przyznaję, że niestety przy tej okazji dość mocno z ilością tekstu jednak przesadziłem. Zwłaszcza że… cóż ja tak właściwie z tego wszystkiego widziałem..?!
Jakżeż ja w ogóle długo w tym miejscu przebywałem, ażeby już rościć sobie prawo do aż tak dokładnych opisów tego archipelagu..?! Te raptem 24 godziny postoju mojego statku w tutejszym porcie oraz te niecałe dwie godzinki objazdu samochodem po Mahe, w międzyczasie z zaledwie trzema krótkimi spacerkami po kilku uliczkach, nadmorskim bulwarze i jednej z plaż..? Toż przecież chyba sami przyznacie, że nieźle „przegiąłem”, czyż nie..? Ba, można by nawet rzec, iż w pewnym sensie naraziłem się tym na śmieszność, prawda..? Krótko mówiąc, tym razem powinienem być jednak nieco bardziej powściągliwym.
No tak, ale… Moi drodzy, mam ja jeszcze pewien atut w ręku, który może sprawić, iż będzie on w pewnym sensie moim usprawiedliwieniem. Taki mianowicie, iż akurat w tym momencie, gdy niniejsze słowa piszę, statek, na którym aktualnie przebywam... zbliża się właśnie do Seszeli. Tekst ów tworzę dokładnie 1-go Maja 2013 roku, będąc w drodze z Singapuru, poprzez Colombo i Male właśnie do Port Victorii na wyspie Mahe, dokąd mamy dotrzeć 4-go Maja wieczorem, toteż miałem chyba jednak jakiś, choćby i nawet „najdrobniejszy asumpt” ku temu, aby coś więcej niż zazwyczaj ma temat konkretnego miejsca napisać, czyż nie? Bo a nuż tym razem szczęście mi bardziej dopisze..?
Osobiście uważam, że jak najbardziej tak, bo przecież już za niecałe cztery dni ponownie się w tym pięknym porciku zjawię. Co więcej, już teraz mamy od naszej Agencji na Seszelach informację, że nasz postój potrwa tym razem dużo dłużej aniżeli te poprzednie około 24 godziny – istnieje zatem wielka szansa, że uda mi się jednak poznać to miasto znacznie lepiej, niźli miałem to okazję uczynić wtedy, gdy na tamtejszym lotnisku w połowie Marca wylądowałem. No, taką przynajmniej mam nadzieję.

Tym razem moja nadzieja na szczęście nie okazała się „matką głupiego”, ale o tym dopiero w odcinku następnym…
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020