Geoblog.pl    louis    Podróże    Kuba - Moa, Cardenas, Nicaro    Kuba - Moa (gabinety lekarskie)
Zwiń mapę
2019
04
sty

Kuba - Moa (gabinety lekarskie)

 
Kuba
Kuba, Moa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8445 km
 
I wątek z Moa ostatni – lekarskie gabinety. Nie, nie myślcie sobie czasem, że ja tutaj z jakiegoś zdrowotnego powodu w takowych bywałem. To nie w tym rzecz. Na szczęście, do niczego podobnego nigdzie na Kubie zmuszony nie byłem, ale akurat w Moa (i w Nicaro też) kilka z nich... na własne oczy jednak widziałem! Niemożliwe to – powiecie – skoro w żadnym z nich na wizycie u lekarza nie byłem, no bo niby jak..? Ależ moi drodzy, jak się okazuje na tej gorącej wyspie możliwe jest jednak wszystko, nawet... wgląd jakiejś postronnej, nadmiernie ciekawskiej osoby do wewnątrz lekarskiego gabinetu..!
Owszem, z całą pewnością nie jest tak w wypadku każdego gabinetu, ale w takich, które za chwileczkę poniżej pokrótce opiszę, możliwe to jednak było. A to dlatego, że niektóre z kubańskich publicznych Przychodni Lekarskich (nie wiem, czy one właśnie tak się nazywały, ale dla lepszego zrozumienia użyłem określenia adekwatnego do naszego polskiego systemu tzw. Ochrony Zdrowia), pobudowane były w taki sposób, że mury tych budyneczków były... ażurowe.
To znaczy, tworzące je cegły ułożone były w tzw. „szachownicę” (dokładnie tak samo jak pustaki pomiędzy sąsiednimi piwnicami w naszych blokach), nie stanowiły więc jednej litej ściany z każdej strony budynku, ale posiadały pomiędzy sobą dość szerokie „prześwity”, przez które z powodzeniem można było zaglądać do środka – co ciekawe jednak, nie tylko do tamtejszych poczekalni, ale nawet i do lekarskich gabinetów! Tak, można było – stojąc na zewnątrz budynku blisko takiego murku – zobaczyć siedzącego za biurkiem lekarza i jego pacjenta! Ba, można ich było nawet usłyszeć!
Oczywiście taki rodzaj konstrukcji tych lekkich budynków możliwy jest jedynie w tym karaibskim klimacie, gdzie jest wciąż ciepło i żadne wchodzące przez te dziury do środka jakieś ewentualne zimno nie stanowi zagrożenia, bo go po prostu nie ma w ogóle, a wobec tzw. „wiecznych braków rynkowych” na Kubie, gdzie o czymś takim jak powszechność używania klimatyzacji można tylko pomarzyć, taki dziwaczny ażur zewnętrznych ścian budynków... nawet bywa pożądany! Wszak to jednak możliwość miłego chłodnego przewiewu, jeżeli żadne Air Condition jest tu niedostępne, no nie..? Taki chłód jest tu zatem.. wręcz na wagę złota, bo chyba zdajecie sobie sprawę, co to znaczy szczelnie zamknięte betonowe pomieszczenie w tropiku, nieprawdaż..? Wszak to gorsze, niż łaźnia.
No tak, wszystko się zgadza, praktyczność przede wszystkim (a i nawet oszczędności na budowlanych materiałach przy tej okazji też mają niebagatelne znaczenie), jednakże... akurat w wypadku takich miejsc jak lekarskie gabinety Kubańczycy mogliby już wykazać trochę więcej wyrozumiałości i zadbać o... niezbędną przecież w tej dziedzinie dyskrecję!
No bo jak to – do jasnej cholery! – w ogóle może być dopuszczalne, ażeby taki człowiek jak ja (czyli szwendający się po mieście cudzoziemiec – siebie podaję oczywiście jedynie jako szczególnego rodzaju przykład takowej potencjalnie wścibskiej osoby, bowiem w równym stopniu dotyczy to każdego, a już zwłaszcza znajomych tych pacjentów!) miał zupełnie swobodny dostęp do... podglądania wnętrza lekarskiego gabinetu, w którym siedzi akurat rozebrana do połowy starsza kobieta..?!? Tak, ja sobie „kukam” do środka przez tę „szachownicę” z cegieł, a tam na wprost moich oczu... wielki duży czarny biust na wierzchu! A jeszcze na dokładkę... jednocześnie słyszę rozmowę doktora z „właścicielką” tych powabnych kształtów! Wprost niesamowite! Zdecydowanie szokujące!
Co, zabawne to może? No cóż, jak na mój gust powiedziałbym raczej... bynajmniej! Bo jestem jednak zdania, że akurat w tej materii Kubańczycy zdrowo przesadzili. Tylko że, skoro „psychicznie i kulturowo” (o, w taki sposób to nazwę) stać ich na pochówek prochów swoich zmarłych na przykład w brudnym plastikowym termosie, to w porównaniu z tym takie „podglądactwo” lekarskich gabinetów jest już chyba jedynie zwykłą „niewinną igraszką losu”, zupełnie nie wartą wzmianki jako jakieś... potencjalne odstępstwo od „normy”. A jakiego rodzaju „normy”, to już domyślcie się sami.
Ale tak na marginesie (i oczywiście jedynie wam „na uszko”) dodam jednak, że ten... czarnoskóry biust był rzeczywiście wręcz gigantyczny! Palce lizać! Ot, chyba jednak warto było tam zajrzeć, natomiast wy – jak mniemam – to wścibstwo mi wybaczycie, prawda..?
Kończymy z Moa, jedziemy dalej...

Zanim jednak jeszcze gdziekolwiek się wybierzemy, to najpierw kilka słów wyjaśnienia dotyczących prawidłowej pełnej nazwy portu, z którego właśnie wyjechaliśmy.
Otóż, ten port tak właściwie nazywa się Puerto Cayo Moa (to dla tych dociekliwych, co to by od razu chcieli w jego poszukiwaniu poszperać w atlasach), ale dla wygody używałem wciąż tylko tej nazwy skróconej „Moa”, bo nawet i sami mieszkańcy tego miasta właśnie tak to czynią. Nie używają pełnej jego nazwy, ale po prostu jedynie „Moa”, i już. Zatem tym bardziej ja „wychylać się” z jakąś oficjalnością nie powinienem, toteż używałem tylko i wyłącznie nazwy „Moa”, już w żadne tradycjonalne niuanse nie wnikając. No, tyle gwoli zadośćuczynienia kronikarskim obowiązkom, więc... gnamy dalej.

Dokąd..? W następnym odcinku zaglądniemy do Cardenas...
louis
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
louis
louis
zwiedził 80.5% świata (161 państw)
Zasoby: 559 wpisów559 129 komentarzy129 1516 zdjęć1516 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
03.05.2020 - 03.05.2020
 
 
02.05.2020 - 22.08.2020
 
 
26.04.2020 - 26.04.2020