Czy ktoś z was miał kiedykolwiek okazję widzieć na własne oczy jak naprawdę wygląda taka typowa marynarska impreza zwana przez Azjatów BBQ (czyli barbecue – oni mówią na coś takiego „BiBiKu”), organizowana z reguły na rufie statku..? Podejrzewam, że naprawdę rzadko kto, toteż postaram się teraz wam te obrazki nieco przybliżyć.
Takie imprezki urządzamy sobie zazwyczaj w jakiś wolny od pracy dzień, w niedzielę lub święto, w osłoniętym od wiatru miejscu (dlatego zakamarki rufy nadają się do tego najlepiej), podczas długiego morskiego przelotu i oczywiście podczas dobrej pogody – aby statkiem nie kiwało, aby deszcz na głowy nie kapał, i aby przede wszystkim było ciepło, o co zresztą w tropikach nigdy martwić się nie trzeba (zdjęcia pochodzą głównie z imprez w pobliżu Samoa, Tuvalu i Tonga).
Kucharz z marynarzami szykują wtedy niezłą wyżerkę, Kapitan oraz Chiefowie zapewniają „popitki”, więc… czas miło płynie, karaoke w cenie, itd., itp.… Akurat w tym względzie tradycja jest niemal „żelazna” – prawie wszystkie „bibiki” wyglądają bardzo podobnie. Różnią się tylko „składem narodowościowym” aktualnej załogi…
A dlaczego zatytułowałem ten rozdzialik „świńskie…”..? Dlatego rzecz jasna, że niemalże zawsze głównym daniem jest pieczony na rożnie prosiaczek…
Na zdjęciach zatem garść fotek z kilku takich przykładowych imprez. Kto ma ochotę pooglądać, to serdecznie zapraszam, już bez żadnych dodatkowych komentarzy. Dodam jedynie, że na zdjęciach są ludzie z Filipin, Birmy, Indonezji, Rosji, Ukrainy, Rumunii, Uzbekistanu, Czech i oczywiście z Polski.