Tym razem gadżety pochodzące z portów Ameryki Środkowej.
Zaczynamy, podobnie jak to miało miejsce w wypadku rozdzialiku o Afryce Północnej, po kolei z Zachodu na Wschód.
Fotki 1 i 2 – porcelanowy mini serwis do kawy z Puerto Limon w Kostaryce. Prymityw aż oczy bolą, ale przynajmniej coś stamtąd mi się uchowało.
Fotki 3, 4 i 5 – bardzo dziwna rzecz. Jest to wydrążona łupina jakiegoś południowoamerykańskiego orzecha (pojęcia nie mam jakiego), tworząca taką niby-czarkę na napoje, głównie soki z kaktusów. Powierzchnia dość bogato ornamentowana, z wyraźnym napisem „Nicaragua”, ale ja mam to z Panamy.
Fotki 6 i 7 – w naszych polskich lasach takich rosnących na pniach drzew pasożytniczych grzybów, które my nazywamy hubami, jest całe mnóstwo i są nawet dość pospolite. Ale ja osobiście zawsze sądziłem, że są one właściwe tylko dla Europy i Azji, gdy tymczasem „własnoocznie” przekonałem się kiedyś, że huby rosną także i w Amerykach. Ta widoczna na zdjęciu to okaz, który oderwałem z jakiejś palmy w Panamie. Tak mocno była wrośnięta w pień, że bez młotka ani rusz…
Fotka 8 – być może te maski z kolumbijskiej Buenaventury prezentują się nieźle na zdjęciu, ale w „realu” to kicz i tandeta jakich mało. Zwykły gips „udający” kamień, czyli wstawiany przez tubylców kit turystom i marynarzom, że to niby coś inkaskiego, prawdziwego, itd., itp. No ale za 2 dolarki za sztukę warto takie kłamstewko „kupować”, no nie..?
Fotki 9 i 10 – a to już coś naprawdę wartościowego. Też z Kolumbii. To jakiś totemik wyrzeźbiony – uwaga – z kawałka skamieniałego drewna! Nnnooo, nie za bardzo mi się chce w to uwierzyć, bo kiedy bierze się to do ręki, to owszem, bardzo ciężkie jest, ale jednak niezbyt mi to po dotyku „leży”, czyli najprawdopodobniej kolejna bajeczka na użytek turystów. Z tym że tym razem to bajeczka dużo droższa…
Fotki 11 i 12 – figurki jakichś ptaszorów, również z Kolumbii. Na pewno z kamienia, bo ciężkie jak diabli. A wyglądają dość tajemniczo, nawet mistycznie…
Fotka 13 – brrr. Ptasznik (chyba. Przynajmniej tak mi powiedziano) z Wenezueli. Oczywiście ja sam go nie złapałem, a i nawet przez szybkę z rezerwą go oglądam.
Fotki 14 i 15 – bardzo fikuśne małe sombrerko… z Wenezueli. Tak, nie z Meksyku, ale właśnie z jednego z portów na Orinoko. Rzecz jasna nie nadaje się do noszenia, bo to zwykła miniaturka, taki gadżecik do powieszenia na gwoździu.
Fotki 16 i 17 – czy możecie sobie wyobrazić, że mogą istnieć aż tak małe kaczanki kukurydzy (jeśli to w ogóle jest kukurydza!)..? Oba mają po zaledwie kilka centymetrów długości! A rosły sobie one na Kubie, potem zostały zerwane, potem wysuszone, a potem… sprzedane autorowi tych słów. I tyle…
Fotki 18 i 19 – marakasy z Kuby. Grają tak głośno, że aż uszy bolą.
Fotka 20 – gliniany talerzyk z Portoryko. Wprawdzie byłem kiedyś w Portoryko w Mayaguez, ale wówczas niczego na pamiątkę z tej wyspy osobiście nie zdobyłem, nie było na to czasu. A ten talerzyk wpadł mi w ręce na Hispanioli, w Dominikanie.
Fotki 21 i 22 – mała kolekcja marakasów z Jamajki i z Haiti. Na zdjęciach wyglądają jeszcze „całkiem całkiem”, ale w rzeczywistości to ichnia rzemieślnicza tandeta, wyroby być może nawet fabryczne, nie ręczne.
No i na tym z tego rejonu świata koniec…
louis